Wielki kac Ruchu

Fatalna passa Ruchu w meczach ze Śląskiem trwa. Chorzowianie w ekstraklasie z wrocławianami nie wygrali od dziesięciu lat. Sztuka ta nie udała im się również w piątkowy wczesny wieczór.

Składy się zmieniają, piłkarze przychodzą i odchodzą, a klątwa trwa. - Słyszałem od kolegów, że Ruch nie lubi grać ze Śląskiem. I to się potwierdziło - stwierdził nowy zawodnik zespołu z Cichej Igor Lewczuk, który mimo ofensywnej postawy nie odmienił losów pojedynku. - Przecież nasza gra nie była najgorsza. Chcieliśmy wygrać. Cóż zrobić, punktów trzeba będzie szukać w kolejnych spotkaniach. Mam nadzieję, że dobre wyniki przyjdą - stwierdził doświadczony pomocnik Niebieskich Marcin Malinowski.

Od pierwszych minut widać było, że który z zespołów jako pierwszy zdobędzie gola, ten najprawdopodobniej zwycięży. I tak się stało. - Diaz okazał się naszym katem. Takie mecze też się zdarzają. Zasłużyliśmy co najmniej na remis - ocenił Malinowski. - Wygrywa się nie dobrą grą, ale strzelaniem bramek. To zrobił Śląsk. Ciężko nam będzie przełknąć porażkę. Prowadziliśmy grę, przeważaliśmy, ale co z tego - smucił się, wprowadzony w końcówce, Paweł Abbott.

Chorzowianie w meczu zagrali jednym napastnikiem. Waldemar Fornalik postanowił zagęścić środek pola i Arkadiusz Piech momentami w ofensywie był osamotniony. W efekcie Ruch nie oddał żadnego celnego strzału na bramkę Mariana Kelemena. - Zalążki sytuacji były, ale zabrakło nam ostatniego podania - zauważył Malinowski. - A jak strzelaliśmy to niecelnie - dodał Abbott. Wyjaśnić taki stan rzeczy starał się prawy obrońca Ruch Igor Leczwuk. - Goście grali defensywie, nie pozwalali nam rozgrywać piłki. A gdy rywal stoi na szesnastce to wiadomo, że drużyna zbyt wieli okazji sobie nie stworzy - powiedział.

Paradoksalne jest, że gospodarze stracili gola w momencie, gdy zdecydowaniej chcieli zaatakować wrocławian. Prosta strata pod bramką gości zakończyła się kontrą i bramką dla wicemistrzów Polski. - Tak grali przez cały mecz i w końcówce dostali to, czego chcieli - stwierdził Lewczuk, dla którego nie ma znaczenia czy jego zespół gra jednym, czy dwoma napastnikami. - Zawsze staramy się przede wszystkim operować piłką - wyjaśnił.

Po meczu Niebiescy opuszczali plac gry z opuszczonymi głowami. Na nic zdały się wspierające brawa kibiców, którzy w końcu w większej liczbie przybili na Cichą. Niebiescy stracili szansę awansu na fotel lidera. Mecz można przegrać, ale gdy rywal zdobywa gola w 89. minucie, to taka strata punktów boli podwójnie. - Tym bardziej, że zagraliśmy dobrze - smucił się obrońca Ruchu Piotr Stawarczyk. - Po stracie gola mieliśmy już za mało czasu na odrobienie strat - zakończył Lewczuk.

Dwa tygodnie Ruch pokonał PGE GKS Bełchatów 2:1 po golu zdobytym w 94. minucie. W pojedynku ze Śląskiem chorzowianie stracili to co zyskali w 1. kolejce ekstraklasy.

Komentarze (0)