Sobotnia potyczka miała duże znaczenie dla graczy Floty, których ewentualna porażka mogła oznaczać utratę kontaktu z górną połówką tabeli. Wyspiarze postawili więc tym razem na efektywność, kosztem wrażeń artystycznych i po przepięknym golu Krzysztofa Bodzionego z 15. minuty zagrali bardzo ostrożnie. Próbująca odrobić straty Bogdanka nie potrafiła znaleźć recepty na sforsowanie defensywy gospodarzy nawet w końcówce spotkania, gdy grała z przewagą jednego zawodnika.
- Osobiście uważam, że byliśmy w sobotnie popołudnie drużyną lepszą od Floty, ale gospodarze pokonali nas skutecznością i po prostu zdobyli o tego jednego gola więcej. Przeciwnicy zamienili na bramkę sytuację z początku meczu, która była efektem naszego błędu i niezrozumienia w linii defensywnej. Fakt, że Flota stworzyła sobie kilka sytuacji podbramkowych, ale my także mieliśmy ich sporo. Nam jednak nic nie wpadło do sieci - komentował po wyjściu z szatni obrońca Bogdanki Paweł Magdoń.
Doświadczony defensor nie chciał przesadnie doszukiwać się przyczyn nieudanego wyjazdu do Świnoujścia, który łęcznianie zakończyli bez zdobyczy punktowej. - Będę się upierał, że zabrakło przede wszystkim goli, bo udało nam się stworzyć kilka dogodnych sytuacji podbramkowych. Zabrakło też trochę ostatniego, dokładnego podania, które mogło się okazać kluczem do zwycięstwa. Mamy skutecznych napastników, potrafiących wykorzystywać dogodne okazje, ale zabrakło im mierzonych dograń - dodał były reprezentant Polski.
Magdoń to zawodnik doskonale kojarzony na Pomorzu Zachodnim
Łęcznianie rozpoczęli bieżący sezon ze sporym impetem i po dwóch domowych zwycięstwach znaleźli się nawet na szczycie pierwszoligowej tabeli. Ostatnie dni należą jednak do słabszych w wykonaniu podopiecznych Piotra Rzepki i jak sam przyznał niedawno w rozmowie z naszym portalem obrońca Paweł Magdoń - pierwsze mecze mogły trochę zamydlić obraz zespołu. Jaka jest zatem rzeczywista wartość Bogdanki w rundzie jesiennej?
- Takim prawdziwym sprawdzianem naszych możliwości będą dopiero pojedynki z najsilniejszymi rywalami w lidze. Jesteśmy dobrą drużyną i znamy swoją wartość, dlatego szkoda straconych w ostatnich dwóch tygodniach punktów. Wiem jednak, że jesteśmy w stanie ograć każdego przeciwnika. Pokazaliśmy to już w konfrontacjach z beniaminkami, którzy także potrafią wygrywać i prezentować niezłą piłkę - zapewniał Paweł Magdoń. - Przed nami mecz w Pucharze Polski. Chcemy odnieść zwycięstwo, nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej - dodał dobrze znany na Pomorzu Zachodnim obrońca.
Były defensor Pogoni Szczecin nie dokończył spotkania w Świnoujściu, ponieważ w doliczonym czasie gry został ukarany czerwonym kartonikiem za zaatakowanie rywala po gwizdku. Magdoń opuszczał murawę zdenerwowany, a następnie był jednym z aktorów nerwowej awantury w szatni po meczu, podczas której piłkarzy obu ekip musiała rozdzielać stadionowa ochrona. Rosły obrońca nie ukrywał, że spięcia w klubowym budynku były konsekwencją wydarzeń z końcówki meczu. - Jeden z zawodników Floty zachował się nie fair i takim postępowaniem pokazał, że nie jest mężczyzną. Doszło do zamieszania, musieliśmy sobie wyjaśnić boiskowe sytuacje. Słowa to jednak tylko słowa, które są efektem nerwowości. Teraz można się już uspokoić i na spokojnie pogratulować Flocie wygranej - oceniał na chłodno Magdoń.