Jamruż do Bełchatowa trafił rok temu, będzie grał w tym klubie jeszcze przez rok, chociaż "grał" to zbyt duże słowo. W poprzednim sezonie nie wywalczył sobie miejsca w składzie, ale po zmianie trenera postanowił powalczyć o swoją szansę. Miał kilka razy okazję sprawdzić się na przedsezonowych sparingach, trenował z pierwszą drużyną.
Jednak przed wyjazdem na obóz do Wronek dowiedział się, że ma szukać sobie klubu. Później spadły na niego kolejne złe wieści - nie może trenować ani z pierwszą drużyną, ani nawet z zespołem Młodej Ekstraklasy.
Piłkarz narzeka, że nie ma dostępu do szatni, dostęp do boiska ma tylko dzięki przychylności… konserwatora, na siłownię chodzi sam, bez pomocy merytorycznej żadnego trenera.
Sytuacja do złudzenia przypomina tę z Polonii Warszawa i piłkarza tej drużyny Daniela Kokosińskiego. - Nie róbmy z Wojtka męczennika. Nie jest w GKS-ie szykanowany, nikt nie odbiera mu prawa do wykonywania zawodu - przekonuje Marcin Szymczyk, prezes klubu.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź.