Przewrót kadrowy pomógł Polonii ograć GKS

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po porażce z Widzewem Jacek Zieliński dał szansę trzem nowym graczom i kompletnie przemeblował linię obrony Czarnych Koszul. Polonia pokonała GKS i tuż przed reprezentacyjną przerwą zrównała się punktami z liderem T-Mobile Ekstraklasy.

Trener Zieliński zmian dokonał przede wszystkim w defensywie, która w czterech jesiennych meczach straciła ledwie dwa gole. Po raz pierwszy w tym sezonie na boisku pojawili się Radek Mynar i wracający do gry po kontuzji Maciej Sadlok, na środek obrony przesunięty został Marcin Baszczyński, w pomocy Łukasza Piątka zastąpił grający do tej pory z tyłu Tomasz Jodłowiec, a pod nieobecność w kadrze meczowej Grzegorza Bonina miejsce na prawym skrzydle zajął Pavel Sultes.

Nie jestem zwolennikiem rewolucji, lecz ewolucji - podkreśla Zieliński. -Na pewno nie było tak, że na ławce usiedli akurat ci, którzy totalnie zawiedli w Łodzi, wówczas rozczarował bowiem cały zespół. Zmiany w składzie nie służyły żadnym rozliczeniom za Widzew, bo Widzew to już historia - mówi trener, pijąc zarówno do Bonina, jak i Piątka, który jeszcze kilkanaście dni temu wydawał się absolutnym pewniakiem do gry w podstawowym składzie.

W środku pola - obok Łukasza Trałki - Zieliński postawił na Jodłowca, który zdaniem wielu jest urodzonym defensywnym pomocnikiem, a jego gra na stoperze to nieporozumienie. - Chcieliśmy mieć tam zawodnika silnego, dynamicznego, który potrafi wyjść z akcją i Tomek to zrobił - wyjaśnia trener. Jodłowiec faktycznie często angażował się w akcje ofensywne, nieźle spisywał się w odbiorze piłki i możliwe, że na nowej pozycji pozostanie na dłużej.

Na plus sobotni występ może sobie zapisać także Sultes, na prawym skrzydle nieustannie aktywny, dynamiczny i wszędobylski. Byłego gracza Sigmy Ołomuniec czeka ciekawa walka o miejsce w składzie z Pawłem Wszołkiem, który w drugiej połowie zaliczył dobre wejście i po kilku słabszych epizodach znów przypominał gracza, który zwrócił na siebie uwagę Konwiktorskiej bezpardonową grą w meczu z Lechią Gdańsk.

Do rewolucji doszło w linii defensywnej, w której na swojej pozycji ostał się tylko Adam Kokoszka. - Cała obrona była przemeblowana, ale w miarę się dogadywaliśmy - przyznaje defensor Czarnych Koszul, któremu na środku partnerował Baszczyński. - Na początku popełniliśmy trochę błędów technicznych, ale myślę, że z minuty na minutę było coraz lepiej - mówi doświadczony, 34-letni zawodnik.

Po raz pierwszy tej jesieni w lidze zagrali Mynar i Sadlok. Obaj spisali się przyzwoicie, często angażując się w akcje ofensywne. Powrót był emocjonujący szczególnie dla tego drugiego, defensor reprezentacji Polski od dłuższego czasu zmagał się bowiem z urazem. - Troszeczkę bałem się o zdrowie i o to, jak wypadnę pod względem fizycznym, ale było bardzo dobrze, dużo dała mi połówka meczu, jaką rozegrałem wcześniej w Młodej Ekstraklasie - mówi Sadlok.

Do końca z gry zadowolony nie jest z kolei Mynar. - Wydaje mi się że było tam parę pomyłek, ale wiadomo, że nie gra się bezbłędnie. Stracona bramka na pewno była tego owocem, wynikło pewne nieporozumieniem między mną i Marcinem Baszczyńskim, ale wszystko wyjaśniliśmy sobie w szatni - zaznacza. Przed jego zespołem jeszcze dużo pracy, ale zmiany w składzie i występ w meczu z GKS-em na pewno były krokiem w dobrym kierunku.

Źródło artykułu: