Władze Lecha Poznań do ostatnich minut letniego okienka transferowego miały nadzieję, że któryś z trójki niechcianych zawodników - Seweryn Gancarczyk, Tomasz Mikołajczak i Grzegorz Kasprzik - zmieni barwy klubowe. Tak się jednak nie stało i Kolejorz będzie musiał nadal wydawać 120 tysięcy złotych miesięcznie na niechcianych zawodników. - Liczyłem, że zwycięży w nich duch sportu. Chęć grania. Żaden się jednak nie zgodził na odejście, odrzucili również propozycję rozstania się za porozumieniem stron - powiedział dla Przeglądu Sportowego Andrzej Dawidziuk, dyrektor sportowy poznańskiego klubu.
Dawidziuk wierzy jednak, że uda się dojść do porozumienia z zawodnikami. Kolejna tura rozmów została zaplanowana na poniedziałek. Lech chce, aby piłkarze zgodzili się na wypłatę kilkumiesięcznego wynagrodzenia w zamian za rozwiązanie kontraktu. Musieliby jednocześnie zrezygnować z części potencjalnych zarobków. O takie porozumienie będzie trudno zwłaszcza w przypadku Kasprzika, który jeszcze przez dwa lata ma ważny kontrakt z Kolejorzem.
Sam Kasprzik podkreśla, że porozumienie z założenia powinno zakładać negocjacje dwóch stron. Bramkarz Lecha twierdzi, że otrzymał propozycję, w zakresie której nie było możliwości negocjacji. Nie wyklucza jednak, że dojdzie do porozumienia z Lechem, bo nie wyobraża sobie spędzenia kolejnych miesięcy w zespole rezerw.
Źródło: Przegląd Sportowy