Podopieczni Macieja Skorży jechali do Bełchatowa z wielkimi nadziejami, ale też ciągle mieli w pamięci spotkania z ubiegłego sezonu, kiedy to GKS Bełchatów w dwóch ligowych meczach właśnie z Legionistami zdobył sześć punktów. - Obawialiśmy się tego meczu, ponieważ pamiętaliśmy, jak przebiegał mecz z GKS-em w zeszłym sezonie, kiedy przegraliśmy 0:2. Po dwóch porażkach chcieliśmy się odkuć jak najszybciej i wygrać. Obie drużyny miały ostatnio słabszy okres, ale dziś to nam bardziej zależało na zwycięstwie niż bełchatowianom. Nie dopuściliśmy do straty bramki, a GKS dość długo się bronił i dopiero w końcówce strzeliliśmy gole, dzięki czemu to my dopisujemy sobie trzy punkty - powiedział zaraz po meczu obrońca Legi Marcin Komorowski.
Trochę inaczej widział to wszystko skrzydłowy bełchatowian Tomasz Wróbel. - Do 80 minuty nie graliśmy źle, a dodatkowo nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji. Po błędzie przy rzucie rożnym straciliśmy bramkę, co podcięło nam skrzydła. Musimy wreszcie zacząć zdobywać punkty, bo ucieka nam środek tabeli i będzie coraz ciężej. Legia wygrała 2:0, ale wynik mógłby być zupełnie inny.
Na stare śmieci wrócił Janusz Gol, który jeszcze pół roku temu był zawodnikiem GKS-u, ale włodarze klubu z Bełchatowa zdecydowali się go sprzedać do zespołu ze stolicy kraju. - Wróciłem na stare śmieci po długiej przerwie. Z kolegami przywitałem się w tunelu, ale wszystko było bardzo lakoniczne, ponieważ wszyscy skupialiśmy się na spotkaniu - powiedział pomocnik warszawskiej drużyny.
Pojedynek Wojskowych z Tofiorzami miał też inny, trochę poboczny podtekst. Mianowicie po raz pierwszy na polskich boiskach przeciwko sobie wystąpili bracia bliźniacy Michał i Marcin Żewłakowowie. Z tego pojedynku zwycięsko wyszedł kapitan Legionistów Michał, który nie ukrywał radości po sobotniej wygranej. - Pokazaliśmy piłkarską złość. Cieszę się, że przerwaliśmy czarną serię i nie straciliśmy bramki. Moim zdaniem o naszej wygranej zadecydowały większa koncentracja i determinacja - powiedział starszy z braci Żewłakowów.