Przepaść dwunastu pozycji i czternastu punktów dzieliła przed meczem GieKSę i Piasta w ligowej tabeli. Katowiczanie plasowali się w strefie spadkowej i tylko zwycięstwo w niedzielnych derbach dawało podopiecznym Rafała Góraka nadzieję, na wydostanie się do bezpiecznej strefy ligowej klasyfikacji.
Stawka tego meczu była drużynie z Bukowej świetnie znana i od pierwszego gwizdka gospodarze odważnie zaatakowali. Na efekty tego nie trzeba było długo czekać. W 10. minucie Adrian Klepczyński faulem we własnym polu karnym zatrzymał aktywnego w pierwszych minutach Denissa Rakelsa i sędzia bez chwili namysłu wskazał na "wapno". - Karny? Skoro sędzia gwizdnął, to faul musiał być - mówi główny winowajca całego zamieszania.
Winę Klepczyńskiego odkupił częściowo Dariusz Trela, którego interwencja po strzale Przemysława Pitrego z "jedenastki" euforię na trybunach zamieniła w jęk zawodu.
Golkiper Piasta był bohaterem całej pierwszej połowy. GieKSa zmarnowanym "elwrem" się bowiem nie podłamała i w dalszym ciągu miała mecz pod kontrolą. Piast grał anemicznie, jedynie momentami wychodząc do kontrataków, które wielkiego zamieszania pod bramką Witolda Sabeli nie robiły.
Efektywniej pod tym względem wyglądał GKS, który w 31. minucie zasłużenie objął prowadzenie. Rakels urwał się z piłką na lewym skrzydle i ładnym zagraniem obsłużył Damiana Chmiela, który mierzonym strzałem przy słupku wyprowadził katowiczan na prowadzenie.
Dopiero wtedy przebudził się Piast. Gliwiczanie zaatakowali, a obrona GieKSy grająca pod presją zaczęła się gubić. Pierwszy poważny błąd katowiccy defensorzy zaliczyli na trzy minuty przed przerwą, kiedy w sytuacji sam na sam z Sabelą znalazł się Ruben Fernandez, ale w klarownej sytuacji Hiszpan przegrał pojedynek z golkiperem gospodarzy.
Drugiego ostrzeżenia już nie było. W ostatnich sekundach gry przed przerwą Tomasz Podgórski kapitalnym podaniem z lewego skrzydła wrzucił piłkę wprost na głowę Rudolfa Urbana, który bez problemów doprowadził do wyrównania. - Wbiegałem i piłka spadła mi na głowę. "Podgór" dograł idealnie - chwali kapitana gliwiczan słowacki pomocnik.
Bramka do szatni nie wystarczyła, by odmienić losy meczu. Piast szukając po przerwie bramki dającej prowadzenie zapomniał o defensywie, co w 56. minucie wykorzystał Rakels, który w sytuacji sam na sam posłał piłkę do siatki między nogami wychodzącego z bramki Treli. - To był dla nas jakiś dramat. GieKSa wcześniej nie dotknęła piłki, a strzeliła bramkę - kręci z niedowierzaniem głową Mariusz Zganiacz, pomocnik niebiesko-czerwonych.
Bramka Rakelsa była jednak potrzebna, bo od tego momentu mecz zamienił się w potyczkę godną prawdziwych derbów Śląska. Walka trwała na boisku, ale gotowało się też na ławce rezerwowych. Po godzinie gry doszło na murawie do starcia Grzegorza Goncerza z Podgórskim, po przepychance których rozpoczęła się scena znana bardziej z tafli hokejowych, niż boisk piłkarskich. Do rękoczynów włączyła się bowiem większość zawodników i ławki rezerwowych, ze sztabami szkoleniowymi włącznie. Interweniować musiał sędzia, który ugasił pożar w zarodku, karząc inicjatorów żółtymi kartkami.
Sportowa złość rozpalona wówczas kipiała z zawodników na boisku. Pierwszy okazję do rehabilitacji za przestrzelony rzut karny miał na kwadrans przed końcem meczu Pitry, ale po jego strzale głową piłka zatrzymała się na poprzeczce bramki Treli. Pięć minut później kapitalną okazję na doprowadzenie do wyrównania miał Podgórski, ale jego silny strzał z 5. metra fenomenalną interwencją zatrzymał Sabela.
Niewykorzystana okazja zemściła się na Piaście w minucie 82., kiedy po efektownym rajdzie na prawym skrzydle Bartłomiej Chwalibogowski wkręcił w ziemię trzech obrońców, wszedł w pole karne i wyłożył futbolówkę jak na tacy Rakelsowi. Łotysz świetnie wiedział jak taki prezent wykorzystać i ustrzelił w tym meczu dublet. - To mój najlepszy mecz w Polsce. Tak dobrze nie zagrałem jeszcze ani w Zagłębiu, ani w Katowicach - przyznaje napastnik łotewskiej młodzieżówki.
Piast do ataku poderwał się raz jeszcze, ale argumentów w ofensywie gliwiczanom wystarczyło tylko na zdobycie bramki kontaktowej. W doliczonym czasie gry piłkę ręką we własnym polu karnym zagrał Tomasz Rzepka, a rzut karny na bramkę zamienił niewidoczny wcześniej Wojciech Kędziora. - Wygraliśmy derby, ale to dopiero początek. Jak wygramy z Sandecją będzie można powiedzieć, że GKS Katowice zaczyna odzyskiwać twarz - uważa Rafał Górak, opiekun drużyny z Bukowej.
Komentarze trenerów:
Marcin Brosz (trener Piasta Gliwice): W derbach Śląska nie wypada przegrać, bo to boli dwa razy bardziej, niż zwykła porażka w lidze. Dopóki będziemy tracić takie bramki, jak druga w tym meczu, to będziemy mieli problem. To rzutuje na całą naszą późniejszą grę.
Rafał Górak (trener GKS Katowice): W piątek byliśmy świadkami największych derbów Śląska. U nas rozegraliśmy trochę mniejsze, ale niemniej zaciekłe. Zwycięstwo w takim meczu, to zawsze miła rzecz dla trenera. Prawda jest taka, że dopiero wtedy, jak wynik powtórzymy w meczu z Sandecją, który nas czeka za tydzień, ta szatnia odzyska twarz i zmaże rysę na honorze. Ciężko pracujemy przez cały tydzień, żeby zagrać taki mecz, jak chociażby z Piastem, bo wiemy, że jest to zespół bardzo dobry. Udało nam się wygrać i strasznie te punkty szanuję, podobnie jak Marcina Brosza i cały Piast Gliwice.
GKS Katowice - Piast Gliwice 3:2 (1:1)
1:0 - Chmiel 31'
1:1 - Urban 45+1'
2:1 - Rakels 56'
3:1 - Rakels 82'
3:2 - Kędziora (k.) 89'
W 11. minucie Pitry (GKS) nie wykorzystał rzutu karnego - Trela obronił.
Składy:
GKS: Sabela - Rzepka, Napierała, Kowalczyk, Goncerz (78' Chwalibogowski), Sobotka, Beliancin, Pitry (90' Feruga), Chmiel, Zachara, Rakels (87' Jarka).
Piast: Trela - Sopel (46' Buryan), Klepczyński, Matras, Pietrzak (70' Bzdęga), Cicman (65' Świątek), Zganiacz, Urban, Podgórski, Jurado, Kędziora.
Żółte kartki: Rzepka, Goncerz, Kowalczyk (GKS) - Podgórski, Matras, Zganiacz, Klepczyński (Piast).
Sędzia: Jarosław Chmiel (Warszawa).
Widzów: 3000.