Dwóch ojców derbowego triumfu GieKSy nad Piastem

GKS Katowice przełamał passę meczów bez zwycięstwa i wygrał drugi mecz u siebie w tym sezonie. Niedzielne derby z Piastem Gliwice wykreowały w drużynie z Bukowej dwóch ojców spektakularnego triumfu. Wkład którego był większy?

GKS Katowice zadał kłam przedmeczowym opiniom i zasłużenie pokonał faworyzowanego Piasta Gliwice 3:2 (1:1). Drużyna ze stolicy Górnego Śląska rozegrała jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie i jej zwycięstwa nad zespołem aspirującym do walki o awans do T-Mobile Ekstraklasy nie można rzucić na karb piłkarskiego farta.

Derbowy sukces drużyny ze stolicy Górnego Śląska miał dwóch ojców. Z jednej strony nie byłoby go, gdyby nie kapitalna partia, jaką rozegrał Deniss Rakels. Z drugiej, wysiłki Łotysza poszłyby na marne, gdyby między słupkami katowickiej bramki kapitalnego meczu nie rozegrał Witold Sabela.

- Rozegrałem najlepszy mecz od czasu mojego transferu do Polski - przyznaje łotewski napastnik GieKSy, wypożyczony do Katowic z Zagłębia Lubin. Były król strzelców ligi łotewskiej miał udział we wszystkich bramkach zdobytych przez katowiczan w tym meczu. Najpierw zaliczył asystę przy bramce Damiana Chmiela, na potem sam dwukrotnie zmusił golkipera Piasta do kapitulacji.

Występ 19-latka mógł być jeszcze bardziej efektywny, ale w pierwszych fragmentach gry Przemysław Pitry nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego za faul na Rakelsie właśnie.

Inna sprawa, że bramki byłego gracza Metalurgsa Lipawa nie miałyby większego znaczenia, gdyby nie świetna postawa Sabeli. W przeciągu całego spotkania bramkarz katowickiej drużyny wybronił przynajmniej trzy sytuacje, o kapitulacje po których nikt pretensji do niego pewnie by nie miał. - Robiłem swoje. Nie czuję się bohaterem, bo wygrała po prostu cała drużyna. Zagraliśmy wreszcie taki mecz, na jaki od dawna czekaliśmy. Dobrą grę przełożyliśmy na wynik - triumfuje golkiper z Katowic.

Nastroje po sukcesie w derbach stara się studzić opiekun katowickiej drużyny. - To jest właśnie przewrotność piłki nożnej. Można strzelić trzy bramki, a wcale nie być bohaterem meczu. Można wybronić jedną sytuację bardzo istotną, a trzeba strzelić trzy bramki, żeby być zwycięzcą. Gdzieś się to koło zamyka - dowodzi Rafał Górak.

- Najgorsze, co by się dzisiaj w GieKSie mogło stać, to szukanie w Katowicach zawodników, którzy mogliby mieli prawo mówić, że są ojcami jakiegokolwiek sukcesu. Jesteśmy dziś jeszcze za słabi, żeby któryś z naszych zawodników mógł wygrywać sam mecze. Wygrywa i przegrywa cały GKS Katowice - puentuje szkoleniowiec śląskiej drużyny.

Komentarze (0)