- Zawsze coś się dzieje. Chyba nie było ani jednego spotkania bez historii - mówi dla Przeglądu Sportowego Józef Wojciechowski. Właściciel Polonii Warszawa ma rację. Wszystko rozpoczęło się w 2009 roku od spotkania w Pucharze Polski (1:1) i późniejszego w lidze. Oba mecze sędziował Robert Małek, który niesłusznie uznał dwa gole dla Lecha. To rozzłościło Wojciechowskiego na tyle, że zagroził, iż odda mecz walkowerem, jeżeli będzie miał go sędziować Małek. Jak do tej pory nie musiał udowadniać, czy dotrzyma danego słowa, bo nigdy więcej od tej pory Małek nie był wyznaczony na mecz Polonii mimo, mimo ż sędziuje do dzisiaj w ekstraklasie.
Przegraną 0:3 w lutym 2010 roku na pewno pamięta Jose Maria Bakero, który po tym meczu stracił pracę przy Konwiktorskiej. Podobną drogę przebył zresztą obecny trener Czarnych Koszul Jacek Zieliński, który do Lecha trafił również z Polonii. Przyznaje, że praca w obu klubach jest ciężka. - W Lechu presja jest nakładana przez kibiców, w Polonii przez właściciela, wynika z jego oczekiwań. Niektórzy tego nie wytrzymują. Lech jest bardziej poukładany organizacyjnie, marketingowo. Być może dlatego praca w Warszawie jest trochę trudniejsza - powiedział dla Przeglądu Sportowego Zieliński.
Najwięcej emocji pozaboiskowej wzbudzała jednak walka obu klubów na rynku transferowym. Były dyrektor sportowy Lecha Marek Pogorzelczyk przyznaje, że w zasadzie Kolejorz miał już wszystko ustalone w zakresie pozyskania Macieja Sadloka i Artura Sobiecha. Wówczas do akcji wkroczył jednak Wojciechowski, który zaproponował większe pieniądze. Lech nie podjął rękawicy, gdyż uznano, że nie należy szastać pieniędzmi.
Źródło: Przegląd Sportowy