"Areszt domowy" mistrzów Polski

Kibice Wisły Kraków nie przywykli do tego, by ich zespół przegrał trzy kolejne mecze z rzędu. Jeszcze w niedzielę po derbowej porażce z Cracovią 0:1 fani Białej Gwiazdy złożyli piłkarzom wizytę w siedzibie klubu przy Reymonta 22.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Mistrzowie Polski przegrali kolejno u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała, na wyjeździe z Fulham Londyn i w niedzielę z Pasami. Pierwszym sygnałem tego, że kibice nie odwrócili się od zawodników, było to, że po końcowym gwizdku meczu przy Kałuży 1 fani Wisły nie zaśpiewali zawodnikom tradycyjnego: "nic się nie stało, Wisełko nic się nie stało".

Kilka godzin później, kiedy ze stadionu Cracovii drużyna pojechała do siebie na Reymonta 22, tam czekało na nią już kilkuset fanów. Atmosfera była gęsta, więc wezwano policję. Do wściekłych kibiców wyszło kilku zawodników Białej Gwiazdy, a reszta przyglądała się wydarzeniom z dalszej odległości. Na czele "delegacji" stanął Cezary Wilk, który zastępuje w roli kapitana Radosława Sobolewskiego. "Sobol" też uczestniczył w tym spotkaniu, chociaż po zabiegu wyczyszczenia ścięgna Achillesa porusza się o kulach.

Kibice Wisły przekazali, że aż do odwołania nie będą prowadzić zorganizowanego dopingu na stadionie, a zawodnicy od tej chwili mają nieformalny "areszt domowy" i jeśli któryś z nich zostanie przyłapany na nocnym wypadzie do centrum miasta, może dojść do niemiłych niespodzianek. Najmocniej werbalnie oberwało się obcokrajowcom, a szczególnie Kew Jaliensowi i Michaelowi Lameyowi.

Niezadowolenie kibiców to problem nie tylko dla samych zawodników, ale i dla całego klubu, z zarządem na czele. Odkąd w połowie października w użyciu jest cały stadion Wisły, nie wypełnił się jeszcze po brzegi. Mało tego, nawet na meczu z Fulham frekwencja nie dobiła do 50 proc. pojemności obiektu, a wobec zaistniałej sytuacji 30-tysięcznik niebawem może świecić pustkami.

GALERIA: Robert Maaskant w obiektywie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×