- Bardzo chcieliśmy przełamać złą passę, lecz w starciu z gdynianami jeszcze nam się to nie udało. Wiele nam nie zabrakło. Spodziewaliśmy się, że klarownych sytuacji nie będzie zbyt wiele i trzeba będzie wykorzystać te, które się nadarzą. Zrobiliśmy to, ale w końcówce zabrakło konsekwencji - powiedział Jarosław Araszkiewicz.
Bramka dla Arki padła w dość kontrowersyjnych okolicznościach. - Tuż przed nią sygnalizowaliśmy przeprowadzenie zmiany. Wszystko było już przygotowane, lecz arbiter nieco się spóźnił. Trudno powiedzieć jakby się to skończyło, gdyby doszło do tej roszady. Nie chcę jednak usprawiedliwiać tym remisu - dodał "Araś".
Progres w postawie zielonych był bardzo wyraźny, co nie umknęło uwadze sztabu szkoleniowego. - Znów tworzymy kolektyw. Wszyscy chcą wygrywać, nie jest już tak, że po murawie biega jedenastu indywidualistów. Nie zdołaliśmy pokonać Arki, ale poszukamy tych punktów w pojedynku z Polonią Bytom. Moja praca zaczęła się w trudnym momencie. Miałem tylko kilka dni, by pobudzić zespół. Cieszę się z tego, że jesteśmy wspierani przez kibiców. W meczu z Arką każda dobra interwencja wzbudzała brawa na trybunach. To podbudowuje. W takich warunkach zawodnikom łatwiej uwierzyć we własne umiejętności i czerpać radość z gry - stwierdził trener.
Spotkania z Arką i Polonią Bytom dzieli aż dziesięć dni. To sporo czasu, by popracować nad jeszcze lepszą formą zielonych. - Zgadza się, ale zaznaczę nieco żartobliwie, że ja jestem tylko dodatkiem do pizzy. Moje zadanie to scementowanie drużyny. Wpajam zawodnikom, że gdy jeden wykonuje wślizg, to drugi powinien mu pomóc. Muszę przyznać, że w ostatnim meczu było to już widoczne. W tym kierunku trzeba iść. Jestem przekonany, że gdyby Warta tak samo zagrała z Wisłą Płock, to zdobyłaby ze spokojem trzy oczka. Tymczasem w takich pojedynkach uciekło nam wiele punktów i obecnie musimy to odrabiać - oznajmił Araszkiewicz.
W konfrontacji z Arką po raz pierwszy błąd przydarzył się Grzegorzowi Szamotulskiemu. Pewny do tej pory golkiper zbyt wcześnie interweniował przy lekkim uderzeniu Piotra Kuklisa, w efekcie nie złapał piłki i skuteczną dobitką popisał się Paweł Czoska. Szkoleniowiec nie zamierza jednak zrzucać winy na swojego podopiecznego. - Jestem daleki od krytykowania kogokolwiek. Boisko, na którym odbywał się mecz, utrudniało nawet chodzenie. Gdzie tu więc mówić o bieganiu, czy rozgrywaniu piłki. W niektórych miejscach futbolówka podskakiwała i to rodziło spore problemy. Dobrze, że murawa została wymieniona - zakończył "Araś".