Jeśli się boisz, jesteś na straconej pozycji - rozmowa z Adamem Cieślińskim, napastnikiem Podbeskidzia Bielsko - Biała

Kwadrans to za mało, aby Adam Cieśliński zdecydował o losach spotkania z poznańskim Lechem. Napastnik Podbeskidzia Bielsko - Biała po dobrym początku w ekipie Górali, teraz jest etatowym rezerwowym. O szacunku dla rywala oraz swojej najbliższej przyszłości i profesjonalizmie piłkarskim portalowi SportoweFakty.pl opowiedział piłkarz Podbeskidzia, Adam Cieśliński.

Anna Soboń
Anna Soboń

Anna Soboń: Spotkanie z Lechem Poznań to już historia. Czy nie czujecie małego niedosytu po bezbramkowym remisie?

Adam Cieśliński: W zasadzie ciężko stwierdzić, bo na pewno nie był to łatwy pojedynek. Zawsze wychodzimy i gramy o zwycięstwo. Tym razem zabrakło bramek, ale myślę, że kibice nie byli rozczarowani poziomem widowiska.

Nie można było strzelić bramki Lechowi?

- I jedna i druga drużyna miała swoje okazje do wykorzystania, jednak jeśli o nas chodzi to wydaje mi się, że zabrakło nam takiego typowego boiskowego cwaniactwa. Na pewno inaczej by ten mecz wyglądał gdybyśmy pokonali poznańskiego golkipera, bo wtedy taktyka się troszkę zmienia i gra się inaczej z zapasem jednej bramki. Ale prawda jest taka, że ten jeden punkt również jest dla Podbeskidzia bardzo cenny.

Od pierwszych minut nie zagrali dwaj czołowi piłkarze Lecha Poznań: Semir Štilić i Artjoms Rudņevs, jednak pojawili się w drugiej części spotkania. Ich gra zmieniła oblicze Kolejorza?

- Zdecydowanie tak. Szczególnie pojawienie się na boisku Semira Štilicia ożywiło grę poznańskiego zespołu. To właśnie on wprowadził taki spokój w środku pola, natomiast z przodu siał popłoch w naszych szeregach. Jeśli chodzi o Artjomsa Rudņevsa to wydaje mi się, że nie miał wiele piłek, które mógłby wykorzystać. Jeśli miałbym porównać występ tych dwóch zawodników, to jak dla mnie lepiej wypadł Serb.

Respekt przed sławnym Lechem był?

- Jak przed każdym innym przeciwnikiem. W zasadzie to nawet nie nazwałbym tego w ten sposób. To kwestia poszanowania rywala i próba go pokonania przy najbliższej możliwej okazji. W piłce nożnej chodzi o to, żeby wykorzystać błędy przeciwnika i zdobyć jedną bramkę więcej niż rywal. Jeśli jeszcze przed meczem boisz się drużyny przeciwnej, to jesteś na straconej pozycji od pierwszej minuty.

Masz żal do trener Roberta Kasperczyka, że wpuścił cię na boisko dopiero na ostatni kwadrans?

- Nie mam żalu. Czasami w karierze zawodnika jest tak, że wychodzi w podstawowym składzie, a czasami jest zmiennikiem. W moim przypadku teraz ma miejsce ta druga opcja. Czekam spokojnie na kolejne mecze i staram się pokazywać na treningach z jak najlepszej strony, żeby dać trenerowi możliwość wyboru spośród kilku napastników. Wiadomo, że chciałbym grać jak najwięcej, jednak to jest decyzja szkoleniowca i jak by ona nie była - zawsze ja uszanuję.

Jak maluje się twoja przyszłość w Podbeskidziu? Na pewno szczytem twoich marzeń nie jest ławka rezerwowych?

- Szczytem marzeń nie, ale kontrakt póki co mam ważny do końca czerwca i na razie myślę tylko o najbliższych spotkaniach. Co do mojej osoby, to sytuacja na pewno wyjaśni się w grudniu.

Jako drużyna myślicie już o przerwie w rozgrywkach?

- Pozostało nam do rozegranie jeszcze trzy kolejki i tylko te spotkania mamy w głowach. Przed nami bardzo ciężkie pojedynki - w tym dwa wyjazdowe. Kończymy rundę potyczką z GKS Bełchatów i na pewno chcielibyśmy zdobyć w tym pojedynku komplet punktów. Nasi kibice na to zasługują, jednak zdajemy sobie sprawę, że każda z tych trzech potyczek będzie nas wiele kosztowała i rywale nie ułatwią nam zadania.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×