- To zespół, który ma określoną wartość. Okazało się, że nie tylko początek rundy mieli dobry. Wygrana z Legią Warszawa spowodowała, że w Kielcach wszystkim urosła klata, mają wysoko podniesioną głowę. Musimy uważać, żeby nie dać się im zdominować. Musimy pokazać, że potrafimy nie tylko walczyć, ale i grać w piłkę. Zdajemy sobie sprawę z tego, że mecz z Koroną to nie będzie spacer promenadą. Czeka nas bardzo trudne spotkanie i oczekuję od swoich piłkarzy, że nie "pękną" przed Koroną. Potrzebuję w Kielcach głodnych wilków, a nie przestraszonych zajęcy, które będą uciekały przed twardo grającą Koroną - mówi opiekun Cracovii.
Co ciekawe, Cracovia i Korona to dwie najgorsze drużyny w klasyfikacji fair play. Pasy mają na koncie 54 żółte i 4 czerwone kartki (po kumulacji dwóch żółtych), a kielczanie 54 żółte i 5 czerwonych (w tym 4 po kumulacji dwóch żółtych i jedna bezpośrednia czerwona). - Nie jesteśmy drużyną grającą brutalnie, ale faktycznie mamy masę żółtych kartek. Sam nie wiem, skąd to się bierze. Nie jest tak, że po naszych faulach rywali znosi się na noszach, chociaż jesteśmy w takiej sytuacji, że walczyć musimy - mówi Pasieka.
Trener Cracovii nie ukrywa, że i dla niego zaskoczeniem jest wysoka pozycja Korony, która przed sezonem była skazywana na pożarcie: - Początek ligi był kluczowy. Wszyscy spodziewali się, że wynik pierwszego meczu Cracovii i Korony będzie odwrotny, a tymczasem to Korona wygrała 2:1. Kiedy dobrze się zacznie, to łatwiej później grać. Widzę tu podobieństwa do naszego meczu z GKS-em, bo podobnie jak my ostatnio, tak wtedy Korona zwycięskiego gola zdobyła w ostatniej minucie gry i to ją napędziło przed kolejnymi meczami. Po tym meczu z GKS-em nie muszę specjalnie kogoś motywować. Udowodniliśmy, że nawet jeśli coś pójdzie nie tak w czasie meczu, to jesteśmy w stanie wynik odrobić.
Podobnie jak przed rokiem, tak i teraz problemem Cracovii jest skuteczność nominalnych napastników. Dorobek snajperów, czyli Andrzeja Niedzielana, Koena van der Biezena i Bartłomieja Dudzica to w tym momencie raptem po jednym trafieniu "Wtorka" i "Bizona". - Oczywiście nie jest to powód do dumy - mówi Pasieka i dodaje: - Każdy liczył, że oni będą częściej strzelali. To się łączy z sytuacją całej drużyny. Ja też nie ukrywam, że w mojej filozofii napastnicy muszą pracować też w obronie. Grę defensywną już poprawiliśmy i teraz czas na coś z przodu. Do ofensywnego działu zaliczam też Visnakovsa, Suworowa czy Ntibazonkzę. Rozłóżmy ciężar strzelania bramek na kilku zawodników i wtedy przeciwnikowi będzie trudniej nas zatrzymać. Spójrzmy na Lecha, gdzie przestał strzelać Rudniew i drużyna w ogóle nie zdobywa bramek. Dla mnie nie ma znaczenia to, kto strzeli bramkę. Wszyscy na to pracują. Na razie wyjdźmy z tej naszej trudnej sytuacji. Jeśli to się uda, to będziemy mogli grać z większm rozmachem, większym ryzykiem. Z drugiej strony Niedzielan i "Bizony" strzelili po jednym golu, ale dało nam to od razu 6 punktów. Chodzi o ważność bramek.