Korona po spotkaniu w Chorzowie: Nie dojechaliśmy na mecz

W meczu z Ruchem gracze Korony w piłkę grali jedynie w drugiej połowie. Przez niemal całą pierwszą część gry Złocisto-krwiści nie istnieli na boisku. Gospodarze bezdyskusyjnie panowali na placu gry i ich wysoka wygrana dziwić nie może.

Michał Piegza
Michał Piegza

Od pierwszych minut meczu z Ruchem piłkarze Korony sprawiali wrażenie nieobecnych na boisku. Kielczanie stanęli głęboko w obronie, gdzie jednak popełniali sporo błędów. Gospodarze już po pierwszej akcji mogli prowadzić. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Po 35 minutach podopieczni Leszka Ojrzyńskiego przegrywali już 0:3. - Od początku można było odnieść wrażenie, że na ten mecz jeszcze nie dojechaliśmy. Graliśmy anemicznie i słabo. Chcieliśmy przyjąć chorzowian na własnej połowie i kontratakować. To nam zupełnie nie wychodziło - stwierdził szkoleniowiec kielczan. - Pierwsza połowa okazała się dla nas brutalna - dodał wprowadzony na boisko po przerwie Artur Lenartowski.

Tuż przed przerwą kielczanie zdobyli gola po rzucie karnym. Jednak druga połowa to perfekcyjna postawa Niebieskich w defensywie. Kielczanie mimo dużych chęci nie potrafili przebić się przez skoncentrowaną obronę Ruchu. - Ciężko się gra wychodząc na drugą połowę ze stratą dwóch bramek. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. W ostatniej minucie czwarty gol dla Ruchu wyniknął z tego, że chcieliśmy odrobić straty - dodał Lenartowski. - W drugiej połowie zaczęliśmy grać odważniej i ofensywniej. Szkoda, że nie udało się nam strzelić bramki kontaktowej, bo wtedy w zespół wstąpiłyby nowe siły - ocenił drugą połowę Ojrzyński.

Szkoleniowiec Korony porażkę wziął na siebie. Jednak Leszek Ojrzyński przytomnie zauważył, że po meczu każdy jest mądrzejszy o wynik. - Mogłem inaczej zestawić skład zestawić i określić inną taktykę. Całe szczęście, że będziemy mieli chwilę oddechu, bo to co pokazaliśmy w pierwszej połowie tutaj i w ostatnim meczu z Cracovią pokazuje, że możemy być pewniakiem do spadku - dodał charyzmatyczny trener.

Korona w Chorzowie rozczarowała. Jednak bramki w pierwszej połowie nie wpadały po finezyjnych akcjach Niebieskich. - Nie grali wielkiego meczu, a zwyciężyli 4:1 - stwierdził defensor Korony Tomasz Lisowski. - Ruch zagrażał nam głównie po stałych fragmentach. Wszyscy w lidze wiedzą jak groźny jest Marek Zieńczuk - dodał.

Przed piłkarzami ekstraklasy teraz niezwykle krótka przerwa. W styczniu piłkarze rozpoczną przygotowania do rundy wiosennej, która rozpocznie się już w połowie lutego. - Nim rozjedziemy się na urlopy, musimy twardo i po męsku ze sobą porozmawiać. Trzeba zabrać się do roboty i szybko oddalić od siebie widmo spadku - stwierdził Leszek Ojrzyński. - Musimy całkowicie się wyzerować i przez najbliższe trzy tygodnie zapomnieć o piłce. Takich goli nie możemy tracić - dodał stoper Korony Krzysztof Kiercz. - Do Chorzowa jechaliśmy z nastawieniem na wygraną, a skończyło się katastrofą - podsumował Artur Lenartowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×