Jesienią podopieczni Jacka Zielińskiego wykonywali najwięcej kornerów w całej lidze, ani razu nie zdołali jednak tego wykorzystać. Stałe fragmenty w ogóle były jednym ze słabszych elementów w grze Polonii Warszawa, w sumie stołeczny zespół zdobył bowiem w ten sposób ledwie dwie bramki: po pośrednim rzucie wolnym i przy dobitce rzutu karnego.
W trakcie zimowych przygotowań doświadczony szkoleniowiec przyłożył do wykonywania kornerów bardzo dużą wagę, co zaowocowało już w pierwszym wiosennym meczu. W 70. minucie w polu karnym dobrze znalazł się Cani, wygrał walkę o piłkę dośrodkowywaną przez Tomasza Brzyskiego i z bliskiej odległości wepchnął ją do siatki obok bezradnego Bogusława Wyparły i dwóch defensorów ŁKS-u.
Polonia bramek po stałych fragmentach gry mogła tego dnia strzelić jeszcze więcej. W 62. minucie po rzucie rożnym przed szansą wymarzonego debiutu stanął Władimir Dwaliszwili, jego strzał z linii bramkowej wybił jednak jeden z obrońców gospodarzy. Na kilka chwil przed końcowym gwizdkiem swój świetny występ golem mógł przypieczętować Brzyski, piłkę po jego uderzeniu z wolnego na słupek zdołał jednak sparować Wyparło.
Piłkarze Czarnych Koszul wreszcie przełamali niemoc, jesienią ciężko było znaleźć w lidze drużynę wykonującą stałe fragmenty gry równi nieefektywnie. - Miło - uśmiecha się kapitan, Łukasz Trałka. - Zimą bardzo dużo nad tym pracowaliśmy i cieszymy się, że wreszcie coś ze stałego fragmentu gry udało się strzelić - dodaje Brzyski. Polonia eliminuje koleje mankamenty, teraz drużyna Zielińskiego musi jednak popracować nad obroną rzutów rożnych, w piątkowym meczu po ostro bitych kornerach parę razy pod bramką Michała Gliwy robiło się bowiem bardzo gorąco.