Ostatni mecz o stawkę na polskich boiskach Marcin Cabaj rozegrał 26 listopada 2010 r. strzegąc bramki Cracovii w wygranym meczu z GKS Bełchatów (3:2). Potem jeszcze doświadczony golkiper trenował z Hutnikiem Kraków, by ostatecznie przenieść się do Izraela. W Hapoelu Beer Sheva kariery jednak nie zrobił. - Warunki w klubie były ciężkie, dlatego zdecydowałem się na powrót do Polski - wyjaśnia.
Zimą pojawił się na treningu Polonii Bytom, ale wkrótce wyjechał na testy do duńskiego Viborg FF. Ostatecznie zakotwiczył jednak przy Olimpijskiej i w sobotę zaliczył, bardzo dobry zresztą, debiut w niebiesko-czerwonych barwach. - Cieszy to, że rundę udało nam się zainaugurować od zwycięstwa. Teraz będzie nam łatwiej podchodzić do kolejnych spotkań, choć wiemy, jak ważne są punkty w naszej sytuacji - przyznaje Cabaj.
W meczu z Sandecją golkiper bytomian stanowił mur nie do przejścia. Zawodnicy z Nowego Sącza próbowali go zaskakiwać strzałami z dystansu, dośrodkowaniami i przebojowymi wejściami w pole karne gospodarzy. Wszystkie piłki Cabaj wyłapywał jednak bardzo pewnie, a w końcówce wygrał nawet pojedynek sam na sam z Piotrem Kosiorowskim, w którym ucierpiał stratowany przez rozpędzonego zawodnika gości. - Na szczęście nic poważnego się nie stało i żadna przerwa w treningach nie będzie potrzebna - zapewnia Cabaj.
Bramkarz Polonii skapitulował tylko raz, po dobitce z rzutu karnego Arkadiusza Aleksandra. Pierwsze uderzenie napastnika drużyny z Małopolski zdołał bowiem obronić. - Trener przed meczem mówił mi, żebym karnego strzelał w lewy róg, bo Marcin nigdy się tam nie rzuca. Tak zrobiłem, a on jednak obronił. Na szczęście udało mi się tę piłkę dobić - mówi z wyraźną ulgą w głosie napastnik Sandy.
- Źle ułożyłem ręce przy tej interwencji. Gdybym kąt ich ułożenia zrobił trochę inny, to piłka wyszłaby na korner i na tym zagrożenie pod naszą bramką by się skończyło - przekonuje golkiper drużyny z Bytomia.
Na powrót Cabaja do gry czekało wielu kibiców. Jedni uważają go za świetnego bramkarza, inni jego grę na polskich boiskach zapamiętali w głównej mierze z kiksów, jakie mu się przydarzały. Te prześmiewczo były potem nazywane "cabajkami". - Nie mam zamiaru nic nikomu udowadniać. Wracam do gry dla siebie, by pomóc Polonii w utrzymaniu w I lidze. Jestem za stary i rozegrałem już za dużo meczów, żeby teraz kogoś do siebie przekonywać i co mecz coś komuś udowadniać - przyznaje gracz niebiesko-czerwonych.