Sytuacja robi się tragiczna - rozmowa z Maciejem Scherfchenem, graczem Olimpii Elbląg

Olimpia Elbląg po bolesnej porażce w Bytomiu ograniczyła do minimum swoje szanse na utrzymanie na zapleczu T-Mobile Ekstraklasy. Podopieczni trenera Olega Raduszko zamykają ligową stawkę i w batalii o utrzymanie nie mogą już patrzeć tylko na siebie, lecz liczyć na potknięcia rywali.

Marcin Ziach: Drogę z dna piekła do piłkarskiego nieba i z powrotem pokonaliście w meczu z Polonią Bytom.

Maciej Scherfchen: Znam wiele przypadków takich meczów, kiedy odrabiasz straty, rywal dostaje czerwoną kartkę, broni się, a mecz i tak kończy zwycięstwem. Winy tego stanu doszukiwałbym się wyłącznie w nas samych, bo przy remisie 2:2 mieliśmy dobrą sytuację na zdobycie bramki dającej nam prowadzenie i wtedy byśmy tego meczu na pewno nie przegrali. Nie strzeliliśmy, a w końcówce zrobiliśmy głupi błąd w obronie, który kosztował nas utratę bramki. Nasza sytuacja robi się tragiczna, o ile już taka nie jest.

Pierwsza połowa wyglądała w wykonaniu Olimpii Elbląg dramatycznie. Po przerwie na boisko wybiegła zupełnie inna drużyna. Co wydarzyło się w szatni?

- Co do oceny pierwszej połowy w pełni się z panem zgadzam. Wygląda na to, że byliśmy na tym samym meczu (śmiech). Długo rozmawialiśmy o tym w szatni i pewnie jeszcze długo będziemy rozmawiać. Podobnie wyglądało to w Płocku, gdzie też pierwszą połowę zupełnie przespaliśmy. Mamy z tym duży problem i musimy się nad tym na poważnie pochylić, bo tak być nie może, żebyśmy się co mecz pozbawiali na własne życzenie szans na osiągnięcie korzystnego rezultatu.

Czujecie niedosyt, czy jednak na boisku dało się odczuć, że jesteście od Polonii zespołem słabszym?
-

W pierwszej połowie na pewno dało się to odczuć. Polonia ładnie klepała piłkę, wyprowadzała groźne kontry i przede wszystkim górowała nad nami doświadczeniem boiskowym. Nie wiem czy po przerwie czerwona kartka tak bardzo podcięła im skrzydła, czy dopadł ich kryzys fizyczny, ale to my wtedy na boisku dominowaliśmy i strzelaliśmy bramki. Ostatecznie Polonia jednak ten mecz wygrała, a kto wygrywa ten jest zespołem lepszym.

Mówi się, że Olimpii brakuje charakteru. Szaleńcza pogoń w Bytomiu zakończona odrobieniem dwóch bramek temu kategorycznie zaprzecza.

- Powiem szczerze, że nie czytam medialnych przekazów i nie wiem czy łatka drużyny bez charakteru to opinia wyłącznie z tej rundy, czy też łatka, która ciąży temu klubowi od dłuższego czasu. My ten charakter mamy i będziemy walczyć do samego końca, żeby uratować ligowy byt. Myślę, że z 2:0 do 2:2 nie każdy zespół tej ligi na terenie rywala umiałby doprowadzić. Skończyło się dla nas tragicznie, ale pokazaliśmy w tym meczu kawałek dobrej piłki, szczególnie w drugiej połowie.

Skąd "Szeryf" wziął się w zespole outsidera zaplecza T-Mobile Ekstraklasy?

- Chciałem jeszcze pograć w piłkę, a nie przybijać gwoździa do butów. Nadarzyła się okazja gry w Olimpii i świadomie zdecydowałem się z niej skorzystać. Po to podpisałem kontrakt w Elblągu, żeby dawać serce tej drużynie i będę na boisku robił wszystko, żeby pomóc chłopakom i na coś się przydać.

Nie wierzę, że dla zawodnika z takim nazwiskiem nie było ofert innych, być może ciekawszych...
-

Kilka lat temu pewnie by tak było, ale ostatnio rynek transferowy w Polsce naprawdę bardzo mocno się zmienił i akurat w tym temacie były ciężary.

Do Elbląga trafił też Grzegorz Szamotulski, ale szybko został odsunięty od drużyny. Pierwsze głowy padają za słaby wynik sportowy?
-

Myślę, że więcej na ten temat mógłby powiedzieć prezes klubu czy działacze. Faktycznie po przegranym meczu z Arką Gdynia wyciągnięte zostały konsekwencje wobec kilku zawodników i zostali oni potraktowani tak, a nie inaczej. Pozostało jeszcze trochę kolejek do końca i wierzę, że ci zawodnicy dostaną jeszcze szansę i niejeden mecz tej ekipie wygrają.

Tragedia, o której wspomniałeś na początku naszej rozmowy, jest jeszcze do uratowania?
-

Będzie o to naprawdę ciężko, bo jesteśmy na samym końcu i mamy dość znaczącą stratę do drużyn, które plasują się w tabeli bezpośrednio przed nami. Gdybyśmy jednak nie wierzyli, że coś w tym sezonie uda się jeszcze ugrać, to byłbym pierwszym, który poszedłby do prezesa i poprosił o rozwiązanie kontraktu. Nie mam zamiaru tego robić i myślę, że żaden z chłopaków też na taki krok się nie zdecyduje. Do zgarnięcia zostało jeszcze mnóstwo punktów. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować dokonać rzeczy teoretycznie niemożliwej.

Międzynarodówka ostatnimi czasy zrobiła się w Elblągu.
-

Zawsze jest tak, że kiedy do drużyny przychodzi nowy szkoleniowiec, to ściąga do klubu swoich sprawdzonych ludzi. Bez względu na to czy są to rodacy, czy zawodnicy, z którymi pracował w poprzednich klubach, zawsze mają u trenera oko, dlatego nie powinno to nikogo dziwić.

Bariera językowa nie przeszkadza w porozumiewaniu się na boisku?

- Nie ma z tym problemu, bo podstawowe zwroty jak "lewa", "prawa" czy "plecy" każdy z nich ma w małym palcu. Ja zresztą mogę do nich mówić zarówno po polsku, jak i po rosyjsku. Jesteśmy jednak w Polsce i niech chłopcy uczą się naszego języka.

Olimpia zmierzy się teraz z Pogonią Szczecin. Drużyną, która...

- ...rozczarowuje. Spróbujemy w tym spotkaniu zmazać plamę, jaką daliśmy w meczu z Polonią. Będzie o to ciężko, bo patrząc na tabelę to raczej nie plama, a rozlana ropa na Atlantyku, ale zrobimy wszystko, żeby pokusić się o tę niespodziankę. Może zwycięstwo z liderem da kibicom trochę radości i tchnie w nasz zespół nowego ducha.

Pierwsze wiosenne zwycięstwo da wam wiatru w żagle i pozwoli ruszyć z mielizny, czy problem dostrzegasz gdzieś głębiej?

- Wydaje mi się, że pierwsze zwycięstwo może zdziałać cuda. Każdy z nas gra w piłkę nie tylko po to, żeby zarabiać pieniądze, ale też żeby czerpać z tego satysfakcję i wygrywać mecze. Strzeliliśmy ostatnio dwie bramki na wyjeździe, więc widać, że nawet z przegranego meczu można wyciągnąć jakiś pozytyw.

Źródło artykułu: