Paweł Abbott: Lubię brać na siebie odpowiedzialność

Ruch Chorzów pokonał w półfinale Pucharu Polski Wisłę Kraków i awansował do finału rozgrywek, w którym zmierzy się z Legią Warszawa. Niebiescy pokonali u siebie Białą Gwiazdę 3:1, ale w rewanżu w Krakowie przegrali 1:3 i o ich awansie zadecydował konkurs rzutów karnych. - Pewnie dużo ludzi doprowadziliśmy do przysłowiowego zawału serca, ale na szczęście udało się awansować - cieszy się [tag=2067]Arkadiusz Piech[/tag].

28-letni napastnik Ruchu akurat w finałowym spotkaniu nie wystąpi, ponieważ w Krakowie obejrzał kolejną żółtą kartkę. Nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego Marcina Borskiego: - Życie. Sędzia mógł to inaczej zinterpretować. Diaz postawił stopę na murawie, ja postawiłem swoją obok niego i korek wplątał mi się w jego sznurówki. Chciałem się wyszarpnąć, on się przewrócił i sędzia dał mi żółtą kartkę. Sędzia przez cały mecz mówił mi, żebym nie faulował, bo w końcu dostanę kartkę. To bez sensu, bo nie będę biegał obok przeciwnika.

Cichym bohaterem Ruchu w tym dwumeczu był Paweł Abbott. 30-letni napastnik w pierwszym meczu w Chorzowie pewnie wykorzystał rzut karny, który dał jego ekipie prowadzenie 3:1, a w rewanżu w Krakowie z "wapna" zdobył gola na 1:2, który jak się okazało uratował Niebieskim finał. W serii rzutów karnych też pokonał Sergeia Pareikę z 11 metrów: - Nie było mi ciężko podejść i strzelić z "wapna". Wręcz odwrotnie, mi się podoba, kiedy ode mnie zależą losy drużyny. Lubię brać na siebie odpowiedzialność. Wiadomo, że człowiek nie jest ze stali i nie wie, czy na pewno strzeli, ale ryzyko trzeba podejmować. Na szczęście na razie się udaje i będę nadal ćwiczył te karne. Choć chciałbym też wreszcie trafić z gry.

Pareiko to na miarę polskiej ligi specjalista od bronienia "11", ale Abbott nie miał obaw przed podejściem do piłki: - Wybieram sobie zawsze róg i strzelam. Pareiko mnie dwa razy "przeczytał", ale widać, że to były dobrze bite karne. Dużo rozmawiam z naszymi bramkarzami i pytam, jak może się zachować golkiper rywali, gdzie się będzie rzucał. Bramkarze nas analizują, więc my też ich analizujemy, żeby szanse były równe (śmiech). Karne to loteria - czasem źle strzelisz, ale rywal rzuci się gdzie indziej i będzie gol.

Pewnie rzut karny wykonał również Igor Lewczuk. Przed strzałem obrońcę Ruchu z równowagi próbował wyprowadzić trener Wisły Michał Probierz. Panowie pracowali razem w Jagiellonii Białystok, więc opiekun Białej Gwiazdy chciał podpowiedzieć Pareice, jak Lewczuk wykonuje "11". - Zdziwiłem się właśnie, bo w Jagiellonii nie wykonywałem karnych i nawet na treningach ich nie trenowałem. To była po prostu stara zagrywka psychologiczna trenera Probierza. On lubi takie rzeczy robić - wyjaśnia z uśmiechem Lewczuk.

Abbott nie potrafił przypomnieć sobie, czy kiedyś brał udział w równie szalonym meczu, co we wtorek w Krakowie. - Chyba nie. Raz, jeszcze w Anglii, walczyliśmy w barażach o awans do wyższej ligi i też były rzuty karne, ale ja już wtedy siedziałem na ławce i nie strzelałem. To było 120 minut ciężkiej walki, ale nie obawiam się o naszą postawę w derbach z Górnikiem. Do niedzieli tyle czasu, że moglibyśmy zagrać jeszcze cztery godziny (śmiech). Do derbów się zregenerujemy.

Ruch był niepokonany od 28 listopada (w sumie przez 12 spotkań ligowych i pucharowych), ale w ostatnich dwóch meczach poniósł dwie porażki: z Legią w Warszawie 0:2 i teraz z Wisłą w Krakowie 1:3. Niebiescy zdają sobie sprawę z tego, że obniżyli loty. - Sami będziemy pierwszymi, którzy to przyznają. Nie zagraliśmy dobrych meczów, choć na Legii wyglądało to trochę lepiej. Przed rewanżem w Krakowie wszyscy mówili, że Ruch ma pewny awans. My wiedzieliśmy, że mamy zaliczkę, ale z aktualnym mistrzem na jego boisku nie może pójść łatwo. Zdajemy sobie sprawę, że Wisła z gry była lepsza i wynik to pokazuje. Nas uratowały karne - mówi Abbott. Lewczuk: - Graliśmy z Legią w Warszawie i z Wisłą w Krakowie. To topowe drużyny i jeśli ktoś od nas oczekuje, że będziemy prowadzić tam grę, to ma takie prawo, ale trzeba spojrzeć na to, że to Legia i Wisła u siebie muszą prowadzić grę, a my musimy grać mądrze, a nie "na hurra!".

Źródło artykułu: