Od chwili oficjalnego sportowego otwarcia, jakim był towarzyski mecz Polska - Portugalia, Stadion Narodowy czekał na strzelca pierwszej, a być może i historycznej, bramki. Ta sztuka nie udała się legionistom, którzy pozwolili "rozdziewiczyć" strzelecko arenę Euro 2012 rywalom z FC Sewilli. A konkretnie Babacarowi Diawarze.
Starcie legionistów z hiszpańskim zespołem nie przyciągnęło tłumów na Stadion Narodowy. Co było tego przyczyną? Niedogodny termin, rywalizacja o przysłowiową pietruszkę, fakt wystąpienia częściowo w rezerwowych składach, a może wszystko po trochu? Faktem jest, iż wtorkowej potyczki nie oglądał komplet publiczności, ba, trybuny zapełnione były w 1/5, co na warszawskim stadionie noszącym przecież miano narodowego, wyglądało dość dziwnie. Równie dziwnie wyglądała murawa, której miejscami daleko było do zieleni, a gdzieniegdzie wyglądała niczym popularna zaczeska na pożyczkę u łysiejącego starszego pana.
Po gwizdku obwieszczającym początek spotkania to podopieczni Macieja Skorży nieznacznie przeważali na boisku i bardziej zdecydowanie wypuszczali się pod bramkę bronioną przez Javiera Varasa. Pierwszą sytuację, już w 9. minucie, miał Nacho Novo, lecz piłka kopnięta przez Hiszpana wylądowała na górnej siatce bramki. Jednakże wojskowi w dalszym ciągu szukali okazji do strzelenia pierwszego gola na Stadionie Narodowym i przed znakomitą okazją stanął Bartosz Żurek, który potężnie uderzył piłkę tuż sprzed linii pola karnego, ale ta zamiast wpaść do bramki, odbiła się od poprzeczki.
Kilkanaście minut później pierwszą sytuacją pod bramką legionistów popisał się Papa Babacar Diawara, jednak jego strzał trafił idealnie w ręce Jakuba Szumskiego. Po chwili identyczna akcja miała miejsce na drugiej połowie boiska, tyle że tym razem w rolach głównych wystąpili Tomasz Kiełbowicz i Javier Varas.
W 44. minucie Diawara ponownie pewnie wyruszył w kierunku bramki Szumskiego. Ba, nawet oddał celny strzał i piłka przekroczyła linię bramki, lecz sędzia dopatrzył się spalonego, kiedy Baba był na prawidłowej pozycji, co pokazały telewizyjne powtórki. Decyzja arbitra podziałała na Senegalczyka niezwykle mobilizująco i już minutę później piłkarz Sevilli dokonał dzieła, jakie poprzednio nie zostało uznane.
Po wznowieniu gry w składach obu drużyn nastąpiły zmiany - w Legii były pierwsze, a trener Michel już w pierwszej połowie postanowił dokonać roszad personalnych. Łącznie, podczas wtorkowego spotkania, dokonano aż 15 zmian (7 w Legii, 8 w Sevilli).
W 53. minucie po raz kolejny najmocniej zaświeciła gwiazda sędziego Marcina Borskiego, który najpierw wręczył żółtą kartkę Cali, a następnie za faul na Żurku podyktował rzut karny. Warszawianie stanęli przed ogromną szansą na doprowadzenie do remisu, jednak zaprzepaścił ją wykonawca owego rzutu - Ismael Blanco. Argentyńczyk posłał piłkę tuż nad poprzeczkę a przez trybuny Narodowego przetoczył się jęk zawodu.
Z kolei Diawara na warszawskiej murawie czuł się jak u siebie w domu i bezpardonowo wypuszczał się pod bramkę legionistów. W 59. minucie został powstrzymany od strzału, ale minutę później nie pozwolił sobie na zastopowanie i sprawił, że Jakub Szumski musiał po raz drugi wyjmować piłkę z bramki.
Wojskowi próbowali jeszcze nawiązać kontakt z rywalami, jednakże przychodziło im to z trudem. Tym bardziej że od momentu zdobycia pierwszej bramki to Sevilla dzieliła i rządziła na boisku Stadionu Narodowego, pozostawiając niewiele pola do popisu stołecznej ekipie.
Po meczu powiedzieli:
Michel (trener Sevilli): - Mam powody do zadowolenia: bardzo cieszy mnie zwycięstwo, a ponadto moi zawodnicy zapisali się w historii tego stadionu. Sam stadion to jeden z najwspanialszych obiektów piłkarskich, jakie było mi dane zobaczyć i zasługuje na najwyższe słowa uznania. To architektoniczne dzieło.
Maciej Skorża (trener Legii): - Pierwsza połowa tego meczu była znacznie lepsza w naszym wykonaniu. Młodzi zawodnicy pokazali się z dobrej strony. Mieliśmy sporo składnych akcji i momentami nawet prowadziliśmy grę. Niestety, w drugiej połowie młodzi piłkarze Sevilli okazali się dla nas zbyt ruchliwi, przez co nie nadążaliśmy za nimi. Szkoda, że nie udało nam się zdobyć bramki, bo była szansa na honorowy wynik.
Legia Warszawa - Sevilla FC 0:2 (0:1)
0:1 – Diawara 45'
0:2 – Diawara 60'
Legia Warszawa: Szumski (85' - Jałocha) - Rzeźniczak (74' - Bruce), Jędrzejczyk (46' - Astiz), Choto (66' - Cichocki), Kiełbowicz, Gol (46' - Vrdoljak), Łukasik, Furman (46' - Radović), Żurek, Novo (66' - Efir) - Blanco.
Sevilla FC: Varas (46' - Diaz) - Morales (46' - Valverde) Deivid, Navarro (32' - Samuel), Cala, De Mul, Rakitić (64' - Jozabed), Trochowski (32' - Rivas), Campana (64' - Moreno), Diawara (64' - Ibusuki), Negredo (32' - Alberto).
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa)
Żółte kartki: Cala, Alberto (Sevilla).