Kapitan Zawiszy: Jak domek z kart

Bydgoski zespół zanotował już piąty kolejny mecz bez zwycięstwa, przez co oddalił się od ścisłej czołówki. Niedawny lider zajmuje piąte miejsce w tabeli i musi poważnie zastanowić się, jak przezwyciężyć kryzys.

Pomimo wysokiej porażki w Łęcznej to Zawisza objął prowadzenie, ale nie potrafił utrzymać go nawet przez minutę. Bydgoszczanie podnieśli się jednak, sprawiali lepsze wrażenie i stworzyli kilka groźnych sytuacji podbramkowych. Nie wykorzystali ani jednej, za to kluczowe znaczenie miał przepiękny gol Wojciecha Łuczaka na 3:2 dla gospodarzy. - Uważam, że rozegraliśmy najlepsze spotkanie w tej rundzie. Ale co z tego? Wszystko układało się po naszej myśli i nagle Łuczak oddał dobry strzał z dystansu, i znowu musieliśmy gonić wynik - zauważa Łukasz Skrzyński.

Beniaminek nie ustrzegł się katastrofalnych błędów w obronie, które zadecydowały o wyniku. Defensorzy bez pardonu przewracali rywali we własnym polu karnym, co nie umknęło uwadze arbitra. Bogdanka egzekwowała więc aż trzy jedenastki. - Z tyłu graliśmy dramatycznie. To nie pomaga, jeśli drużyny przeciwne strzelają bramki jak chcą. Nie wiem czym to jest spowodowane. Jesteśmy bardzo źli - nie ukrywa kapitan Zawiszy.

Na Lubelszczyźnie bydgoską drużynę dopingowała ok. stuosobowa grupa kibiców. Po ostatnim gwizdku sędziego wdali się oni w długą dyskusję z piłkarzami, domagając się od nich większego zaangażowania oraz poprawy wyników. - Robimy wszystko, żeby to zmienić, ale nie wychodzi. Analizujemy każdy szczegół i detal, a później w meczu wszystko rozpada się jak domek z kart. Jeden delikatny błąd powoduje, że wszystko się sypie - bezradnie przyznaje Skrzyński.

Źródło artykułu: