Stać nas na czołówkę T-Mobile Ekstraklasy - rozmowa z Ryszardem Tarasiewiczem, trenerem Pogoni Szczecin

Pogoń Szczecin po zwycięstwie na inaugurację rundy wiosennej zanotowała serię trzech porażek z rzędu. Z marazmu Portowców wyciągnąć ma Ryszard Tarasiewicz, który na ławce trenerskiej drużyny z Pomorza zastąpił zdymisjonowanego Marcina Sasala.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Marcin Ziach: Zmiana trenera w Pogoni przyniosła efekty. Po trzech porażkach z rzędu zespół dwa mecze zremisował. To zalążek formy na awans?

Ryszard Tarasiewicz: Jeśli chodzi o zaangażowanie, charakter i dyscyplinę w drużynie, to myślę, że tak. Potrzebne jest nam jednak jedno albo dwa zwycięstwa z rzędu, bo one pozwolą grać nam trochę spokojniej. Czas ucieka i choć przed nami jeszcze osiem kolejek, to w walce o awans liczy się przede wszystkim regularność. Dwa remisy pod moją wodzą mogą stwarzać wrażenie, ze Pogoń gra minimalistycznie i nie chce atakować. Tak nie było, bo w meczach z Olimpią Grudziądz i Ruchem Radzionków prowadziliśmy grę na tyle, na ile przeciwnik pozwalał. Mnie cieszy powtarzalność w naszym wykonaniu i dobrze byłoby to utrzymać do końca sezonu. Może niekoniecznie wszystko zremisować, ale przydałoby się też jakiś mecz wygrać.

Po pierwszym tygodniu swojej pracy w Szczecinie jest pan w stanie wskazać przyczynę drastycznego spadku formy Pogoni w rundzie wiosennej?

- Nie wypada mi się na ten temat wypowiadać, bo tego wymaga ode mnie estetyka zawodowa. Nigdy nie oceniałem pracy moich poprzedników i tym razem też nie będę tego robił. Przyszedłem do Pogoni mając swoją filozofię gry i pomysł na poprowadzenie tego zespołu pod kątem taktycznym, fizycznym i czysto mentalnym. Ten swój plan powoli wdrażam w życie i stopniowo gra tej drużyny będzie się poprawiać. Co do tego nie mam wątpliwości.

Mimo słabego startu rundy wiosennej Pogoń nie traci szans na awans do T-Mobile Ekstraklasy. Czub tabeli jest dosłownie o krok.

- Jeśli ktoś jest nadgorliwym kibicem, to może powiedzieć: "Cholera, dwa remisy z rzędu! Gdybyśmy te dwa mecze wygrali, to awans mielibyśmy już w kieszeni". Musimy mieć jednak świadomość, że o awans obok nas walczy pięć innych drużyn i na nasze szczęście te zespoły też tracą punkty. Gdyby większość z nich oba ostatnie mecze wygrała, to oglądalibyśmy ich plecy. Póki co jesteśmy w środku stawki bijących się o awans, a lider jest tuż tuż. Szanujmy to co mamy i w kolejnych meczach dalej róbmy wszystko, by dążyć do sukcesu.

Widzi pan w tym zespole materiał na wejście do elity, który można spokojnie na salony wprowadzić?

- Bezspornie ta drużyna ma wielkie możliwości i naprawdę spory potencjał. Jest to znakomity materiał na awans i jeżeli poprze to ciężką pracą, to jestem przekonany, że w przyszłym sezonie Pogoń grać będzie w ekstraklasie. Przed nami jednak osiem kolejek i bardzo ciężkie zadanie. Awansują z peletonu tylko dwie najlepsze drużyny i musimy zrobić wszystko, by na finiszu w tym gronie się znaleźć.

Po odejściu ze Śląska Wrocław przez rok pana w piłce nie było. Posucha na rynku trenerskim czy decydowały inne aspekty?

- Po zwolnieniu ze Śląska nie mogłem podjąć pracy do 20 czerwca 2011 roku. Dopiero wtedy mój kontrakt został rozwiązany z winy klubu przez Wydział Szkolenia PZPN. Przez cały ten czas odbierałem telefony, ale nie mogłem żadnej z ofert przyjąć. Kiedy już byłem wolny, to wszystkie te stanowiska były obsadzone i do momentu podjęcia pracy w Łódzkim Klubie Sportowym pozostawałem bez pracy.

Przygodę z ŁKS-em Łódź zalicza pan do udanych?

- Miałem w tym klubie kontrakt ważny do końca bieżącego sezonu, z możliwością przedwczesnego rozwiązania umowy 31 grudnia 2011. Po rundzie jesiennej dalej chciałem budować tam drużynę na utrzymanie w ekstraklasie, ale warunki mi na to nie pozwalały. Zimując w strefie spadkowej zamiast kupować nowych zawodników pozbyto się sześciu podstawowych graczy i dłużej nie dałem rady tego ciągnąć.

Nie było chwili zawahania, że podjął się pan, jak się wydaje, niemożliwego?

- Nie, bo ja lubię takie wyzwania. Nie miałem w kadrze zawodników gwarantujących, że ten zespół może skutecznie bić się o awans. Dopiero po moim odejściu przyszedł do Łodzi nowy właściciel, który solidnie kadrę wzmocnił. Ja już wtedy na to wpływu nie miałem.

Śląsk Wrocław w dalszym ciągu znajduje się w walce o mistrzowski tytuł.

- To dla mnie powód do wielkiej radości, tym bardziej, że jesienią, kiedy Śląsk grał naprawdę dobrą piłkę i wygrywał mecz za meczem, to w wyjściowej jedenastce grali praktycznie wszyscy zawodnicy, których do Wrocławia ja ściągnąłem. Chyba 20 na 22 zawodników w kadrze Śląska to efekt mojej pracy w tym klubie, dlatego kiedy ten zespół robi wynik, to satysfakcja jest podwójna.

Nie myślał pan o posadzie dyrektora sportowego? Nosa do transferów najwidoczniej ma pan jak mało kto.

- Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to nieskromnie, ale zawodnicy, którzy za mojej kadencji grali w Śląsku, a potem z tego klubu odchodzili, to już tak dobrze nie grali. Przykładem tego są Janek Gancarczyk czy Krzysiek Ostrowski, którzy dziś w lidze niczym się nie wyróżniają. Pozostali zawodnicy, którzy w klubie zostali swoje umiejętności stale rozwijali i to oni doprowadzili Śląsk do miejsca, w którym dzisiaj ten klub się znajduje.

W Szczecinie teraz celem najważniejszym jest walka o awans. Kiedy ten się powiedzie, to wierzy pan, że Pogoń będzie w stanie w elicie zabawić?

- Jestem przekonany, że kiedy ekstraklasa wróci do Szczecina, to Pogoń nie będzie w tej lidze walczyła o utrzymanie, a o znacznie wyższe cele. Mówię to bez kurtuazji. Klub jest bardzo mądrze zorganizowany i zarządzany przez zarząd i właściciela. Dysponujemy świetną bazą treningową, która należy z pewnością do najlepszych w Polsce. Pogoń jest też bardzo dobrze zarządzana pod względem finansowym, co było zawsze moim oczkiem w głowie. Jestem przekonany, że jeśli awansujemy, to moja drużyna będzie 5-6 siłą tej ligi pod względem infrastruktury i poziomu piłkarskiego.

Liga wkracza w decydującą fazę. Myśli pan, że kluczowe rozstrzygnięcia zapadną wcześniej, czy wszystko będzie się tasować do ostatniej kolejki?

- Nie wiem jak poradzą sobie inne zespoły, ale ja czuję, że wszystko może się za naszą przyczyną zakończyć dużo wcześniej niż cały sezon. Jeśli uda nam się ugrać serię 2-3 zwycięstw, to przy nierównej formie rywali nasza przewaga nad resztą stawki może być dla nich nie do odrobienia. Może ziścić się taki scenariusz, że nie będziemy musieli grać w końcówce jednego czy dwóch meczów, bo nasza sytuacja będzie jasna. Na to póki co jednak nie ma co liczyć. Musimy sukcesywnie dążyć do tego, żeby tę przewagę na nowo budować, a do tego potrzeba nam zwycięstw.

Widzi pan w końcówce sezonu mecz Pogoni z konkretnym rywalem, który wszystko rozstrzygnie?

- Nie patrzę na terminarz i nie wiem z kim gramy za tydzień. Wiem, że teraz przed nami derby z Flotą i całą nasza uwagę poświęcamy temu spotkaniu. Na analizę tego co przed nami przyjdzie jeszcze czas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×