Nie takiej inauguracji chcieli kibice w Kielcach. Co prawda można było się spodziewać, że Korona po ostatnich zawirowaniach może nie być w najwyższej formie, ale przegrana na własnym stadionie z drużyną z drugiej połowy tabeli zeszłego sezonu, w dodatku w sytuacji, gdy Korona wygrywała 2:0, musi dawać do myślenia.
Mogło się wydawać, że kluczową sytuacją dla losów spotkania była czerwona kartka, którą otrzymał obrońca Korony, Robert Bednarek. Jednak czy rzeczywiście tak było? Przecież to kielecki klub, grając w osłabieniu podwyższył prowadzenie na 2:0, a bramki stracił po indywidualnych błędach w obronie. Zresztą właśnie sprawa czerwonej kartki wywołała na pomeczowej konferencji prasowej sporo kontrowersji. Odmienne zdanie na jej temat mieli m. in. trenerzy obydwu drużyn.
Po jednym spotkaniu trudno przypuszczać, w której części tabeli znajdzie się Korona na koniec pierwszoligowych rozgrywek. Niektórzy jednak już teraz dzielą się swoimi przypuszczeniami. - Jeśli do klubu nie dołączy kilku nowych zawodników, będzie nam bardzo ciężko walczyć o najwyższe cele - mówi odważnie obrońca Korony, Marek Szyndrowski.
Pewny swego jest natomiast trener Włodzimierz Gąsior, który mimo niekorzystnego wyniku w pierwszym meczu, nadal uważa, ze jego zespół stać na skuteczną rywalizację z najlepszymi. - Jak to się mówi pierwsze koty za płoty, liczę, że wraz z następnymi meczami przyjdą także punkty.
Jednym z nielicznych, którzy chcieli zostać w zdegradowanej drużynie jest Mariusz Zganiacz. - Zapewniam, że w każdym spotkaniu gramy o zwycięstwo, potrzebujemy jeszcze trochę czasu, aby się zgrać i myślę, ze będzie ok. Przestawić się na pierwszą ligę nie jest trudno. Tutaj tylko gra się trochę bardziej agresywnie - mówi "Zgani".
Przyszłość kieleckiego klubu i miejsce jakie zajmie na koniec sezonu zespół trenera Gąsiora, to jedna wielka niewiadoma. Jednak jeżeli kielczanie będą prezentować podobny poziom co w sobotnim meczu ze "Stalówką" i wyeliminują głupie błędy w defensywie, mogą pokusić się o czołową lokatę na koniec sezonu.