- Nie było to wielkie widowisko. Straciliśmy bramkę w pierwszej połowie, a później chcieliśmy jak najszybciej odrobić straty. Było ciężko. Cofnęliśmy się, zamiast podejść wyżej przeciwnika, zagrać agresywniej. Nie zrobiliśmy tego i przegraliśmy mecz - powiedział po końcowym gwizdku podopieczny trenera Radosława Mroczkowskiego.
Łodzianie nie wykazywali woli walki, aby wyrównać stan meczu. W drugiej połowie do siatki trafił nawet Radosław Matusiak. Sędzia nie uznał gola z powodu spalonego. - Ale nawet jakby tam była bramka, to i tak się już tego nie przywróci. Wielka szkoda, bo przyszła tutaj liczna publiczność, która chciała zobaczyć dobry futbol. Tak to właśnie się dzieje, kiedy są ciężkie warunki, gra się w pełnym słońcu, a do tego murawa nie pomagała w graniu - tłumaczył się Kaczmarek.
Skrzydłowy Widzewa dał tym samym do zrozumienia, że rozgrywanie meczów o godz. 13:30 nie jest według niego najlepszym pomysłem. - To jest sprawa telewizji. Ona ustala kiedy mamy grać, bo to ona wykupiła prawa do pokazywania meczów. W następnej kolejce spotkania są już o 18. Może będzie wtedy lepsza pogoda. No ale takie same warunki były dla nas, jak i dla Lechii. Cóż, trzeba grać dalej. Zostały jeszcze dwie kolejki, a więc jest do zdobycia sześć punktów - stwierdził "Kaka".
Sobotnie zwycięstwo gdańszczan przybliżyło ich do upragnionego utrzymania. W wyniku remisu ŁKS-u z Ruchem 2:2, przewaga Lechii nad strefą spadkową wzrosła do 5 punktów. - Lechia była bardziej zdeterminowana od nas. Wiadomo ile Lechia ma punktów i w jakiej jest sytuacji. Ale my na to nie patrzyliśmy. Po prostu chcieliśmy wygrać ten mecz. Ale to nam się nie udało. Lechia była częściej w posiadaniu piłki, była agresywniejsza, strzeliła bramkę, a później umiejętnie się broniła - zakończył wypowiedź piłkarz Widzewa.