Wypowiedzi pobierającego nadal pensję z PZPN selekcjonera tradycyjnie były pozbawione logiki. - Szkoda, że nie weszliśmy do ćwierćfinału. Można powiedzieć, że dwa i pół roku pracowało się po to, żeby zagrać na Euro 2012 i dosłownie w trzech meczach "o coś" przegrać coś, o czym się marzyło. To była krótka przygoda, bo tylko trzy mecze w mojej kadencji grałem o punkty. Są mecze kwalifikacyjne i tych meczów jest więcej. Można zyskać i stracić. Natomiast tutaj, jak w tych dwóch meczach była nadzieja i w trzecim mogliśmy zdobyć to, co było naszym celem, w 30 minutach to przegraliśmy.
Na co Smuda poświęcił pierwsze dni po zakończeniu przygody z mistrzostwami? - Starałem się nie myśleć o tym, ale to się nie da. Pierwsze trzy dni po meczu to była sama analiza: co zrobiłem dobrze, co źle. Oczywiście, "po" każdy jest mądry i każdy wie najlepiej. Zrobiłbym jeszcze raz to samo, gdybym jeszcze raz rozpoczynał Euro. Myśmy się świetnie przygotowali. Złożyliśmy sobie bardzo dobry sztab trenerski. Drużyna była bardzo zdyscyplinowana. PZPN stworzył nam bardzo dobre warunki. Nam nic nie brakowało. Wszystkie towarzyskie mecze, które rozgrywaliśmy, były zorganizowane na najwyższym poziomie.
Tandetnie brzmi tłumaczenie selekcjonera w sprawie swojej nieobecności w warszawskiej strefie kibica na spotkaniu z fanami biało-czerwonych. Oko w oko z kibicami stanęła osierocona drużyna. - Akurat w tym momencie miałem wywiad z dziennikarzami. Na pewno jeżeli nie miałbym tej pracy, pojechałbym z zawodnikami. Ale oni pojechali wcześniej, niż ja skończyłem, więc zostałem w hotelu.
Który mecz zdaniem selekcjonera kibice zapamiętają z jego ponad dwuletniej pracy z kadrą? - Na pewno ten z Rosją i połówki z Czechami i Grecją. Rok 2011 nie był zły, bo stworzyliśmy zespół, który starał się grać w piłkę, szybko. Nie kopaliśmy się po czole. Mogę tylko powiedzieć, że też starałem się wyselekcjonować i przez te dwa i pół roku dać z siebie wszystko. Były trzy mecze prawdy i w jednym zawiedliśmy.