Piotr Tomasik: Jak pan ocenia spotkanie z Flotą Świnoujście? Tym meczem zadebiutował pan przed łódzką publicznością.
Maciej Mielcarz: Zgadza się. Na pewno cieszy nas zwycięstwo 3:1, choć pierwszy kwadrans był dość ciężki. Wówczas Flota pokazała, że jest naprawdę dobrym zespołem. Ale po strzeleniu pierwszego gola, szybko poszliśmy za ciosem. Do przerwy prowadziliśmy różnicą trzech bramek i wszystko szło po naszej myśli. Trzy punkty zostały w Łodzi.
Nie zlekceważyliście trochę przeciwnika? Początek należał do Floty, końcówka również. Nie dość, że zdobyli bramkę, to trafili też w poprzeczkę.
- To, co pan mówi, jest prawdą. Ale czy ich zlekceważyliśmy? Na pewno nie. Wiedzieliśmy, że w pierwszej lidze z każdą drużyną będzie grało nam się bardzo ciężko. Przykładem tego, iż rozgrywki mogą być wyrównane, niech świadczy wygrana Stalowej Woli nad Zagłębiem Lubin. Mecz z zespołem ze Świnoujścia do łatwych nie należał, ale najważniejsze są trzy punkty.
Pański debiut z Zagłębiem był średni, bo choć wpuścił pan cztery gole, przy żadnym z tych strzałów nie miał wiele do powiedzenia. Później z Flotą było już lepiej, miał pan kilka niezłych interwencji.
- Z każdym spotkaniem powinienem się prezentować coraz lepiej. Okres przygotowawczy trwał dwa miesiące i trudno oczekiwać, aby od razu każdy był w życiowej formie. Na pewno poprzez treningi i poznanie się z drużyną czas będzie pracował na moją korzyść.
Zaraz po przyjściu do Widzewa, wygryzł pan z pierwszego składu Bartosza Fabiniaka. Pomogła znajomość z trenerem bramkarzy, Andrzejem Krzyształowiczem?
- Dodam, że znam się również z pierwszym trenerem, Waldemarem Fornalikiem z czasów gry w Amice Wronki. Na pewno w polskiej piłce wszyscy się znają, więc zarówno z kolegami, jak i szkoleniowcami nie było problemu.
O miejsce w składzie pierwszoligowca walczą dwaj bramkarze, którzy mieli już styczność z kadrą, czyli Mielcarz i Fabiniak. Takiej rywalizacji zazdrości Widzewowi kilka ekip z ekstraklasy.
- Na pewno nie chciałbym oceniać siebie, ani nikogo innego. Uważam jednak, że coś takiego może wyjść na dobre drużynie, bo w każdym zespole powinno być dwóch równorzędnych graczy na każdą pozycję.
Zadając poprzednie pytanie, miałem na myśli PGE GKS Bełchatów. Trener Janas na gwałt poszukuje bramkarza, a pan niedawno otrzymał propozycję z tego klubu.
- Zgadza się. Bełchatów jednak troszkę zwlekał z decyzją, czekając na ostateczny werdykt w sprawie degradacji Korony Kielce... Widzew był jednak konkretniejszy w rozmowach z Kolporterem i trafiłem do Łodzi.
Obaj z Marcinem Robakiem, mimo ofert z ekstraklasy, wybraliście pierwszoligową drużynę. To dla kibiców ogromna niespodzianka.
- Tak, to na pewno spore zaskoczenie. Ale Widzew to uznana marka i widać, że w Łodzi budowany jest zespół na najbliższe lata. Otrzymałem ofertę gry w tej drużynie i ją przyjąłem. A dlaczego nie wybrałem Bełchatowa? Bo jak już mówiłem, trochę zwlekał z tym transferem.
Czujecie presję ze strony kibiców? Fani oczekują pewnego, spokojnego awansu do ekstraklasy.
- Zgadza się. Wszyscy zawodnicy będą starali się pomóc drużynie w powrocie do elity. Ale jeśli chodzi o presję, to taka była w każdym zespole, w którym grałem.
Jak się panu podoba w Łodzi?
- Fajne miasto. Właśnie znalazłem mieszkanie.