Rodowity rzeszowianin od początku kariery kluby zmieniał jak rękawiczki. W ciągu ośmiu lat bronił barw siedmiu ekip, aż wreszcie zakotwiczył w stolicy, gdzie spędził w sumie trzy i pół sezonu. Trałka rozegrał w Polonii dziewięćdziesiąt spotkań, a na starcie poprzednich rozgrywek został kapitanem zespołu. - Ustatkowałem się i podpisałem kontrakt na następne trzy lata, także wreszcie jest spokojnie - mówił niemal dokładnie rok temu w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Latem, gdy prezes Józef Wojciechowski rozpoczął masową wyprzedaż i poszukiwania nowego właściciela dla warszawskiego klubu, Trałka z tonącego okrętu ewakuował się jako jeden z pierwszych, pod koniec maja podpisując kontrakt z Lechem. Ucieczki nie zapomnieli mu kibice Czarnych Koszul. Podczas sobotniego meczu przy Konwiktorskiej każde zetknięcie ex-polonisty z piłką owocowało burzą gwizdów, a po trybunach raz po raz przetaczały się chóralne śpiewy mówiące o tym, że Trałka jest "szczurem, a nie kapitanem".
- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego przyjęcia, ale trudno. Kibice tak mnie zapamiętali, nie zmienię tego i muszę z tym żyć - nie kryje sam zainteresowany. Publiczności odpowiedział tak, jak mógł - strzelając bramkę dla Kolejorza. Po zdobyciu gola usatysfakcjonowany Trałka przebiegł wzdłuż trybun z ręką przy uchu, wsłuchując się w festiwal gwizdów płynących na murawę.
- Występ Łukasza oceniam jako bardzo dobry. Na gorąco mogę powiedzieć, że zagrał dziś chyba lepsze spotkanie, niż z Ruchem Chorzów - przyznał w trakcie pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Lecha, Mariusz Rumak. - Nie wiem czemu, ale wielu moich zawodników ma problemy z kibicami, którzy niewybrednie się do nich odnoszą. Trałka pokazał, że jest mocny psychicznie i że to, co się dzieje na zewnątrz, nie wpływa na jego grę - dodał trener Kolejorza.
- Tak często bywa, że zawodnik, który kiedyś miał coś wspólnego z poprzednim klubem, w pierwszym meczu przeciwko niemu strzela bramkę. Łukasz gra teraz dla nowej drużyny, musi być profesjonalistą i robić wszystko dla nowego pracodawcy. Taka jest piłka - wyjaśnia doświadczony Marcin Baszczyński, zapytany o udany, acz trudny powrót byłego kapitana na Konwiktorską.
Trałka z kolei przyznaje, że sobotni mecz faktycznie miał dla niego spore znaczenie i był dużym przeżyciem. - Gdy wychodziłem na boisko, to towarzyszył mi wyjątkowy dreszczyk emocji - mówi 28-latek. - Fajnie było wrócić, przywitać się z kolegami i chwilę pogadać. Wiadomo, że wiele się zmieniło, jestem teraz w Poznaniu i robię wszystko, aby Lech wygrywał. Przyjechaliśmy po trzy punkty, udało się wygrać i fajnie, ale w kolejnych meczach będę trzymał kciuki także za kolegów z Polonii - podkreśla były gracz Czarnych Koszul.