Piłkarz Korony: Musimy wyeliminować pewne rzeczy

Piłkarze Korony Kielce liczą, że w najbliższym meczu z Lechią Gdańsk uda im się przełamać niemoc, która złocisto-krwistych ogarnęła w tym sezonie.

Marcin Żewłakow rozegrał pierwszy mecz ligowy w barwach Korony Kielce. W niedzielę jego drużyna przegrała jednak we Wrocławiu ze Śląskiem. Kielczanie już od końcówki pierwszej połowy przegrywali 0:2 i dodatkowo grali w dziewiątkę. Pomimo tego występując w takim osłabieniu udało im się nie stracić kolejnego gola. - Do momentu, kiedy pierwszy zawodnik opuścił boisko w miarę wyglądało to na coś uporządkowanego i trzymającego się kupy. Wydaje mi się, że realizowaliśmy plan, który sobie nakreśliliśmy. Później coś się zacięło. Wiadomo, że trzeba było robić pewne roszady, wkradło się niezdecydowanie, a później w konsekwencji przydarzył się drugi błąd. Tak naprawdę można powiedzieć, że te siły nie były równe. W drugiej połowie Śląsk urządził sobie gierkę treningową mając dwóch zawodników więcej od nas i wynik 2:0. My też się obawialiśmy, żeby broń Boże nie skończyło się pogromem, więc trzeba było troszkę zacieśniać szyki obronne. To spowodowało, że trochę zabrakło i siły, i inicjatywy na grę ofensywną. Wiadomo, że występując dziewięciu na jedenastu na stadionie rywala o grę ofensywną nie jest tak łatwo - skomentował po meczu nowy napastnik złocisto-krwistych.

Arbiter meczu nie uznał też Koronie jednego gola twierdząc, że został on zdobyty ze spalonego. - Nie widziałem tej sytuacji i do tego też nie chcę wracać. To nie może być nasze wytłumaczenie. Wydaje mi się, że przede wszystkim musimy spojrzeć na problem z innej strony. Musimy wyeliminować pewne rzeczy w naszej grze po to, żeby to, co sobie ustalamy przed meczem, można było wyeliminować przez pełne 90 minut. Generalnie widać było, że to było realizowane, ale do pewnego momentu. Potem pojawiły się ubytki personalne i trzeba było wszystko łatać w inny sposób. Dodatkowo straciliśmy dwie bramki po rzutach karnych - zaznaczył Żewłakow.

Kolejnym rywalem Korony będzie Lechia Gdańsk. Po dwóch potyczkach wyjazdowych złocisto-krwiści, którzy na swoim koncie mają już dwie porażki i sześć straconych goli, zagrają u siebie w Kielcach. - Z Lechią Gdańsk zagramy w Kielcach i być może to przyjdzie nam w sukurs. Tak jak każdy mecz, tak i to spotkanie od samego początku trzeba traktować jako trudne. Nikt się nie podłoży i nawet drużyny teoretycznie słabsze tak samo przyjeżdżają szukać swoich szans. Przy odrobinie jakiegoś zlekceważenia czy nonszalancji można to słono przypłacić. Nie chcę mówić, że to będzie łatwiejsze spotkanie niż z Legią czy Śląskiem. To będzie potyczka w Kielcach i atut własnego stadionu będzie po naszej stronie. Od pierwszej minuty będziemy musieli sobie na wszystko zapracować - podsumował napastnik.

Źródło artykułu: