Co może zrobić zawodnik, gdy ma piłkę we własnym polu karnym, a na plecach siedzi mu przeciwnik? Zastawić się, podać koledze, albo w ostateczności wybić ją jak najdalej od bramki. Piotr Smolec postanowił w takiej sytuacji kiwać się z rywalem. Piłkę stracił, a ta trafiła do Marka Sajewicza, który bez problemu wepchnął ją do siatki Zagłębia. Zdobyta w 5. minucie bramka, okazała się jedyną w całym meczu.
Spotkanie zapowiadało się jako powtórka z rozegranego dwa tygodnie wcześniej meczu z Elaną Toruń i takie rzeczywiście było. Podobnie jak torunianie, goście z Polic mieli bronić się całą jedenastką, swoich szans upatrując w kontratakach. Ponieważ gra z tak usposobionym przeciwnikiem Zagłębiu nie leży, trener Pierścionek sam postawił na taktykę defensywną, wystawiając tylko jednego napastnika i licząc na okazję do szybkiego ataku. Z tym, że cały plan runął za sprawą błyskawicznie zdobytej przez gości bramki.
Zagłębie na tak niespodziewany obrót wypadków zareagowało z dużym animuszem. Zryw gospodarzy powinien w pierwszej połowie przynieść im kilka bramek. Nie przyniósł, bo sosnowiczanie razili nieskutecznością. Co z tego, że na skrzydłach Krzysztof Myśliwy i Piotr Smolec ośmieszali obrońców rywali, wjeżdżając z piłką w pole karne, skoro ich koledzy nie potrafili wykończyć idealnych sytuacji. Niewielkim usprawiedliwieniem dla tej nieporadności w ofensywie może być brak szczęścia. Jak choćby w 23. minucie, gdy piłkarze Zagłębia twierdzili, że bramkarz gości Mateusz Wiśniewski zagrał piłkę ręką poza polem karnym, zatrzymując tym samym rajd Myśliwego. Sędzia pozostał głuchy na ich argumenty, podobnie jak wtedy, gdy domagali się odgwizdania rzutu karnego po domniemanym zagraniu ręką jednego z obrońców rywali.
Mimo wszystko Zagłębiu pewnie udałoby się wymęczyć przynajmniej remis z broniącym wyniku Chemikiem, gdyby w drugiej połowie zagrało tak jak w pierwszych 45. minutach. Tymczasem po przerwie sosnowiczanie nie tylko przestali w takim stopniu zagrażać bramce gości, ale też stracili jakikolwiek pomysł na grę. Zaczęła się nerwowość, niecelne podania i frustracja wywołana bezradnością, kończona często spięciami z kradnącymi czas piłkarzami z Polic. Poderwać kolegów próbował Arkadiusz Kłoda, który walczył za dwóch, odbierał piłki, podawał, strzelał (jego uderzenie z linii bramkowej wybił obrońca gości), ale w decydujących momentach brakowało mu zimnej krwi. Po meczu długo leżał na boisku, a kiedy wreszcie się podniósł, ze łzami w oczach powiedział, że potrzebne są jakieś zmiany. Podobnego zdania są kibice, którzy niemiłosiernie wygwizdali drużynę.
Piłkarze z Polic przyznali, że przed meczem remis wzięliby w ciemno, więc można wyobrazić sobie ich radość po zwycięstwie. - Do tej pory prześladował nas pech, ale tym razem wygraliśmy dzięki ambicji - cieszył się strzelec bramki. Dla Chemika było to pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i to na terenie, który może wydawać się trudny, choć wyniki Zagłębia w spotkaniach u siebie pokazują, że jest to opinia mocno przesadzona. Stadion Ludowy jest też wyjątkowo szczęśliwy dla trenera Chemika Marka Czerniawskiego, który jeszcze jako zawodnik Lecha Poznań wygrał tu 4:0.
Zagłębie Sosnowiec - Chemik Police 0:1 (0:1)
0:1 - Sajewicz 5'
Zagłębie Sosnowiec: Gostomski - Bartos, Białek, Marek, Łuczywek, Smolec (46' Bałecki), Kłoda, Błażejewski (72'Bodziony), Pajączkowski, Ryndak (62' Wolny), Myśliwy.
Chemik Police: Wiśniewski - J. Szałek, Traore, M. Szałek, Brzeziński, Jóźwiak (55' Krzyżanowski), Jarymowicz, Miśta, Echaust (59' Jakuszczonek), Sajewicz, Ciołek (64' Muskała).
Sędzia: Waldemar Socha (Jelenia Góra).
Widzów: 2000.
Najlepszy piłkarz Zagłębia: Arkadiusz Kłoda.
Najlepszy piłkarz Chemika: Marek Sajewicz.
Piłkarz meczu: Marek Sajewicz.