Mateusz Michałek: Każdy z szesnastu ZPN-ów mógł poprzeć trzech kandydatów. Pan postawił na Romana Koseckiego oraz Zbigniewa Bońka. Kto był trzeci?
Radosław Michalski: Nie wiem, czy jest to takie ważne, ale mogę zdradzić, bo to żadna tajemnica. Poparliśmy również Edwarda Potoka. Można więc powiedzieć, że jak na razie nie spaliliśmy żadnej z rekomendacji (śmiech).
Najwięcej głosów poparcia zebrała wspomniana dwójka. Pewnie nie jest to dla pana żadna niespodzianka?
- W żadnym wypadku. Od początku mówiłem, że Boniek i Kosecki to moi dwaj, główni faworyci. Cały czas uważam, że któryś z nich wygra wybory, co pociągnie za sobą zmianę wizerunku. Poważniejsze rzeczy, jak choćby zmiana systemu szkolenia trwa latami, ale taki wybór spowoduje, że kibice będą podchodzić do związku zupełnie inaczej, cieplej. Chociaż trzeba też przyznać, że na związek zawsze patrzy się przez pryzmat wyników reprezentacji. I tutaj, brak awansu na mistrzostwa świata odbije się rykoszetem nawet w Koseckiego i Bońka.
Ich siła tkwi w tym, że mają największe poparcie wśród opinii publicznej?
- To przecież nie jest tylko poparcie ze strony kibiców, ale przede wszystkich klubów i szefów wojewódzkich związków. Poparcie z ich strony tylko potwierdziło to, co pojawiało się wcześniej w mediach.
Nikt nie ma szansy pokonać Bońka i Koseckiego?
- W żadnych wyborach, nigdy nie można być niczego pewnym na sto procent, ale moim zdaniem na dziewięćdziesiąt dziewięć wygra ktoś z tej dwójki.
W grze nie ma już Grzegorza Lato. Ucieszył się pan, że nie udało się mu zebrać potrzebnego poparcia?
- Nie patrzę na to w takich kategoriach. Za czasów jego rządów było widać, że wszyscy mieli pretensje do tego, w jaki sposób prowadzi związek. Może też trochę do sposobu bycia samego prezesa. Nie podobało się to opinii publicznej, ale teraz przekonaliśmy, że Grzegorz Lato stracił również zaufanie wśród najważniejszych dla siebie ludzi, czyli rządzących klubami oraz związkami.
Nie było najmniejszych szans, żeby pan go poparł?
- Wszyscy kandydaci zgłaszali się pewnie do większości podmiotów, którzy dysponowali głosami poparcia. Do nas Grzegorz Lato też się zgłosił, ale jestem za zmianami w związku, więc nawet tego nie rozpatrywałem.
Brak rekomendacji dla Grzegorza Lato pokazał chyba, że "beton" jednak da się rozbić.
- Nie szastajmy już słowem "beton". Zmiany są naprawdę potrzebne, ale jestem daleki od stwierdzenia, że wszystko jest złe i wszyscy starsi muszą odejść. Zawsze powtarzałem, że najlepsza jest mieszanka rutyny z młodością. Gdyby postawiło się na samych młodych, to też nie byłoby dobrze. W związku jest sporo starszych działaczy, którzy są mądrymi ludźmi i swoim doświadczeniem mogą tylko pomóc, więc bez przesady.
Zdradzi pan już na kogo odda swoje głosy w ostatecznym głosowaniu?
- Jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Jako Pomorski ZPN będziemy konsultować się również z Lechią i Arką. Chcielibyśmy wybrać jednego kandydata. Mogę tylko powiedzieć, że jako związek na sto procent poprzemy kogoś z dwójki Boniek – Kosecki.
Ten drugi miał w swój udział w tym, że został pan prezesem Pomorskiego ZPN-u. Wygląda na to, że chce się pan odwdzięczyć.
- Można tak powiedzieć (śmiech). Rzeczywiście kilka osób namawiało mnie na start w wyborach, bo jakiś czas temu nawet nie myślałem o pełnieniu takiej funkcji. Podjąłem się tego i jakoś trzeba działać.
Czego konkretnie oczekuje pan od nowego prezesa?
-
Rozmawiamy o prezesie, ale nie możemy zapomnieć o wyborze wiceprezesów, sekretarza i reszty współpracowników. Sam prezes nie jest ważny... Źle powiedziałem. Jest najważniejszy, ale bez dobrego zarządu, czy sekretarza nic wielkiego nie zbuduje. To jest teraz najważniejsze.
Może ma pan jakieś oczekiwania wobec prezesa dotyczące tylko swojego województwa?
- Nie mam jakichś konkretnych postulatów. Trzeba pamiętać, że PZPN jest dla wszystkich województw. Nie może skupiać się tylko na Pomorskim, czy Małopolskim. Liczy się dobro wszystkich.
Jakiś czas temu powiedział pan jednak, że Pomorski ZPN nie istnieje na mapie Polski.
- No pewnie, że oczekuję, iż ktoś z moich ludzi wejdzie do zarządu, komisji i ogólnie będzie bliżej współpracował z prezesem. Chciałbym, żeby w PZPN-ie pracowało więcej ludzi z Pomorza. Taki jest mój cel.
Funkcję prezesa Pomorskiego ZPN-u pełni pan od ponad miesiąca. Tak sobie pan wyobrażał tę pracę?
- Szczerze mówiąc, to nie do końca (śmiech). Jak na razie, ze względu na wybory prezesa PZPN-u nie możemy całkowicie skupić się na województwie. Nawet po was, dziennikarzach, widać, że jest gorączka. Trzeba jeździć, spotykać się, więc na razie jestem głównie w rozjazdach. Nie spodziewałem się, że będzie zajmować mi to tyle czasu.
Czyli gruntowne zmiany na własnym podwórku dopiero po wyborach?
- Na razie pracujemy nad sprawami finansowymi. Będziemy przygotowywać budżet na przyszły rok. Wszystkie rozgrywki są w toku, więc na tym polu na razie nie możemy nic zmieniać. Trzeba poczekać do końca sezonu.
Poparcie ze strony wojewódzkich baronów:
Stefan Antkowiak 0/0
Zbigniew Boniek 0/4
Roman Kosecki 0/4
Zdzisław Kręcina 0/0
Edward Potok 0/0
(Głosy pewne/głosy prawdopodobne)