Klątwa Stalówki trwa

Piłkarze Stali Stalowa Wola znów przegrali na własnym boisku. Zielono-czarni mają już na koncie cztery porażki u siebie przy zaledwie jednej wygranej.

W sobotę Stal Stalowa Wola musiała uznać wyższość Wisły Płock. Rywale okazali się mądrzej grającym zespołem. Dodatkowo Stalówka nie wykorzystała przewagi liczebnej, gdyż Nafciarze przez całą drugą połowę grali bez Łukasza Nadolskiego, który otrzymał czerwoną kartkę. - Myślę, że zawaliliśmy mecz. Graliśmy całą druga połowę w przewadze i nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Nie udało nam się nawet zremisować. Pierwsza część zawodów była bardzo słaba. W przerwie pomyśleliśmy, że rywale nie są aż tak mocni jak nam mówiono. Przeliczyliśmy się jednak. Wisła zagrała mądry, dojrzały futbol. Brakowało wiary, że możemy wygrać - powiedział pomocnik Stali Mateusz Kantor.

Stalowcy po raz drugi z rzędu grali z przewagą liczebną. Wcześniej w Nowym Dworze Mazowieckim zaledwie zremisowali ze Świtem, mimo ze przez trzydzieści minut mieli na boisku jednego zawodnika więcej. Teraz również nie udało się wykorzystać okazji. - Prawda jest taka, że grając w przewadze powinny lepiej funkcjonować boki. Tak niestety nie było. O ile jeszcze lewa strona funkcjonowało jako tako, to na prawej już nie było dobrze. Zabrakło Artura Cebuli, a Mateusz Kantor był zaangażowany bardziej w grę defensywną. Ani Jakub Popielarz, ani Robert Widz, ani Wojciech Białek nie wykonywali roboty należycie. Na pewno problemy kadrowe miały znaczący wpływ na to, co się wydarzyło w meczu z Wisłą - stwierdził opiekun zielono-czarnych Mirosław Kalita.

Stal mogła pokusić się nawet o zwycięstwo, ale nie potrafiła skutecznie zaatakować bramki rywali. O ile zespół umiał przedostać się po pole karne rywali, to potem jednak brakowało zdecydowania. W sytuacjach kiedy trzeba było strzelać piłkarze ze Stalowej Woli próbowali szukać partnerów, a kiedy można było dograć to decydowali się na bezsensowne strzały. - Wyglądało to jakbyśmy walili głową w mur. Mieliśmy jakieś sytuacje, ale bez jakiegoś większego skutku. Akcje dochodziły do pola karnego, ale potem nie dało rady nic zrobić. Była jakaś bezsilność w ataku. Nie było tego, co funkcjonowało w poprzednich potyczkach. Nie można zwalać, że jesteśmy młodym zespołem. Zakładaliśmy sobie w szatni, że zagramy mądrze w tym spotkaniu. Niestety to nie wyszło - dodał Kantor.

Stalówka straciła w bardzo błahy sposób gola, który dał Wiśle komplet punktów. W 66. minucie rezerwowy Rafał Turczyn pomylił się w polu karnym, nie zdołał przejąć piłki, co wykorzystali rywale. - Zdarza się. Popełnił błąd. Równie dobrze wcześniej mogliśmy stracić gola, gdyż inni piłkarze popełnili błąd. Jeden z rywali stanął oko w oko z Bartkiem Dydo. Trudno winić Rafała. Na pewno chciał dobrze. Pomylił się, przeciwnik to wykorzystał i niestety przegraliśmy ten pojedynek - kontynuuje Kalita.

Nad ekipą z Podkarpacia ciąży jakieś fatum. Zielono-czarni na pięć spotkań u siebie wygrali zaledwie jedno, a cztery razy musieli uznać wyższość rywali. Trudno znaleźć tego przyczynę, gdyż na wyjazdach zespół prezentuje się całkiem nieźle. - Wiecznie trzeba się tłumaczyć. Na dobrą sprawę potykaliśmy się z bardzo dobrym zespołem. Nie dali nam się w ogóle wykazać w ataku. Wisła w ofensywie była bardzo groźna. Dobrze, że skończyło się tylko na minimalnej porażce - zakończył Mirosław Kalita.

Komentarze (0)