W 7. kolejkach T-Mobile Ekstraklasy, Widzew Łódź zdobył trzynaście punktów, dzięki czemu łodzianie plasują się na piątej pozycji w tabeli. Po bardzo udanym rozpoczęciu rozgrywek, kiedy zespół czerwono-biało-czerwonych wygrał cztery spotkania i plasował się na pozycji lidera, widzewiacy obniżyli swoje loty. W ostatnich trzech kolejkach zdobyli tylko jeden punkt, a ostatnie dwie konfrontacje zakończyły się porażką łodzian. - Czujemy niedosyt. Chcieliśmy więcej, chcieliśmy osiągnąć lepsze wyniki w tych meczach, gdzie przyszły porażki. To jest dla nas zły moment. Ale przed nami jeszcze wiele meczów - powiedział Radosław Mroczkowski, trener Widzewa Łódź.
Przyczyną słabych wyników łodzian w ostatnich kolejkach były częste błędy, jakie popełniała defensywa. W ostatnim spotkaniu, kiedy do Łodzi przyjechała Pogoń Szczecin, gospodarze stracili dwie bramki po błędach lewego obrońcy Adama Banasiaka, który we wspomnianym spotkaniu ujrzał również czerwoną kartkę. - Nasza słabsza forma wynika z tego, że pojawiły się błędy. Chociażby w ostatnim spotkaniu (z Pogonią Szczecin - przyp. red.). Wiemy, jakie katastrofalne błędy popełnił ostatnio nasz zespół w defensywie. Przytrafiły się one w sytuacji, kiedy zdobyliśmy kontaktową bramkę i mogliśmy odrobić jeszcze straty. Tu jest ten problem, który musimy rozwiązać i jak najszybciej wyeliminować - przyznał szkoleniowiec łódzkiego Widzewa.
Jak zapewnia opiekun czterokrotnych mistrzów Polski, drużyna pracowała przez ostatnie dwa tygodnie nad poprawą błędów i efekty pracy mają być widoczne w nadchodzącym meczu z Piastem Gliwice. - Zajmowaliśmy się poprawą błędów podczas dwutygodniowej przerwy na mecze reprezentacyjne. Myślę, że będzie dużo lepiej, niż po ostatniej przerwie. Mieliśmy dużo rzeczy do poprawienia i dogrania. Mam nadzieję, że to wszystko zafunkcjonuje w sobotnim meczu - mówił trener łodzian.
Jak pokazały mecze widzewiaków, osiągają oni korzystny rezultat tylko wtedy, kiedy jako pierwsi zdobędą bramkę. Natomiast jeżeli to oni stracą jako pierwsi gola, to zazwyczaj przegrywają. W czterech takich sytuacjach, tylko raz udało im się odrobić straty i zremisować. - Wszystkiego można się spodziewać. To jest tylko piłka. Chcielibyśmy, żeby sprawdził się pierwszy scenariusz, kiedy strzelamy jako pierwsi gola i żadnego nie tracimy. Ale tak pięknie nigdy nie ma - przyznał. - W ostatnich trzech spotkaniach nasz zespół musiał odrabiać straty. Ta sztuka udała nam się jedynie w meczu z Górnikiem Zabrze, z którym zremisowaliśmy. Ale w następnych dwóch meczach było już trudniej. To są rzeczy, które czasami się zdarzają. Niekiedy jest tak, że są sytuacje, w których zespół sobie nie radzi. Chcielibyśmy nad tym pracować i to robimy - dodał.
Piast Gliwice radzi sobie bardzo dobrze w Ekstraklasie i zbiera wiele pochlebnych słów za swoje występy. Równie dobrze wypowiada się o nim szkoleniowiec Widzewa. - Oglądaliśmy mecze Piasta i trzeba przyznać, że nie grał źle. Ich ostatni mecz z Lechem Poznań (przegrany 0:4 - przyp. red.) był podobny do naszego spotkania z Polonią Warszawa. Nie wyglądaliśmy źle, ale rywale nas wypunktował. Podobnie było z Piastem, który w meczu z poznańskim zespołem miał klarowne sytuacje. Na pewno jest to zespół, który gra fajnie w piłkę, gra ofensywnie. Jak na beniaminka dobrze funkcjonuje i nie będzie to łatwy mecz. Po awansie zespół wymienił logicznie kadrę i uzupełnił skład. Możemy trochę pozazdrościć, że mogli tak zrobić. To jest ich plus. Ale na pewno mój zespół nie jest gorszy od nich. Możemy z nimi spokojnie rywalizować - przyznał.
Jak wygląda sytuacja kadrowa w łódzkim zespole przed sobotnią konfrontacją? - Nie mamy poważniejszych problemów. Wraca Lebedev, który ostatnio był kontuzjowany. Tutaj mamy największy znak zapytania. Do zdrowia powrócił również Sebastian Radzio, który chce grać, ale nie jest jeszcze gotowy, aby znaleźć się w meczowej osiemnastce - powiedział Mroczkowski.
Podobnie jak przed poprzednimi spotkaniami Widzewa, tak i teraz, pojawia się pytanie kto zagra w ataku łódzkiego zespołu. W większości spotkań grał Tunezyjczyk Mehdi Ben Dhifallah, który zmarnował wiele dogodnych sytuacji i jedyną bramkę, którą zdobył w tym sezonie, strzelił z rzutu karnego. Natomiast o wiele lepiej spisują się młodzi widzewiacy: 19-letni Mariusz Rybicki oraz 17-letni Mariusz Stępiński, którzy wchodząc z ławki wnoszą ożywienie w grę swojego zespołu. I w przeciwieństwie do "Big Bena" mogą pochwalić się bramkami zdobytymi z akcji. - To jest na pewno problem, nad którym się zastanawiamy. Ale też sytuacja, która musi potwierdzić się w treningu. Wiem, że czasami jest to trudne. Ale każdy z napastników ma kredyt zaufania, który kiedyś się skończy. Nie wykluczam takiej alternatywy. Cały czas mówimy o tym i tłumaczę młodym graczom, że ta chwila cierpliwości może jeszcze trochę potrwać, albo być bardzo krótka. Wówczas to oni będą mieli los w swoich rękach. Chcielibyśmy wtedy, żeby mieli dobrą skuteczność - zakończył.