Odkąd latem Grzegorz Fonfara wrócił do GKS Katowice zdobył już dla śląskiej drużyny dwie bramki. Po żadnym z tych trafień nie mógł być jednak zadowolony. Najpierw jego zespół uległ Termalice Bruk-Bet Nieciecza (1:2), a w miniony weekend jedynie zremisował z Olimpią Grudziądz, tracąc bramkę na wagę remisu w ostatniej akcji.
Po końcowym gwizdku sędziego doświadczony zawodnik nie był w pełni usatysfakcjonowany. - Niestety tak się składa, że rzadko trafiam, a jak już trafiam, to nie wygrywamy. Sami jesteśmy sobie trochę winni, bo dopuściliśmy do kilku stałych fragmentów gry w samej końcówce i po jednym z nich padła bramka wyrównująca. Z drugiej strony nie pomagał nam sędzia, bo w każdej sytuacji gwizdał pod Olimpię i stąd w nasze szeregi wkradło się mnóstwo nerwowości - ocenia Fonfara.
Po objęciu prowadzenia GieKSa oddała rywalowi inicjatywę, samemu szukając kolejnych trafień po kontratakach. Katowiccy piłkarze niemiłosiernie jednak pudłowali. - Powinniśmy podwyższyć na 2:0, bo okazji nam nie brakowało. Wystarczyło więcej koncentracji zachować, albo lepiej dograć w ostatnim podaniu i byłoby po sprawie. Niestety do końca musieliśmy drżeć o wynik i straciliśmy bramkę, która kosztowała nas utratę dwóch ważnych dla nas punktów - bezradnie rozkłada ręce pomocnik katowickiej drużyny.
Wyrównującą bramkę dla Olimpii strzelił w tym meczu... golkiper grudziądzan, Michał Wróbel. - Czegoś takiego jeszcze w życiu nie przeżyłem. Proszę sobie wyobrazić, co my teraz czujemy. Przez cały mecz walczymy, zostawiamy na boisku mnóstwo zdrowia, a w 94. minucie bramkarz nam strzela bramkę z głowy. To jakieś kuriozum, które nie przydarzyło się jeszcze nigdy i mam nadzieję, że już nigdy do czegoś takiego nie dopuścimy - kręci głową z niedowierzaniem zawodnik GieKSy.
Po meczu z Olimpią Fonfara nie powędrował od razu do szatni. Został na murawie, przez kilka minut kopiąc piłkę ze swoją córką i synem. - Żona przychodzi na mecze, więc jak coś na boisku nie wyjdzie, to zawsze staram się zostać z dzieciakami kilka minut dłużej, żeby odreagować. Po meczu wiele gorzkich słów ślina na język przyniesie i różne myśli się kołaczą. Z dziećmi najłatwiej się uspokoić i wyciszyć - przyznaje "Fonfi".
Najwięcej pretensji lider drugiej linii katowiczan miał do sędziego Artura Ciecierskiego, który jego zdaniem nie oszczędzał zawodników GieKSy. - Podchodziliśmy do rywala, blokowaliśmy piłkę, oni nas faulowali, a sędzia tego nie widział. Ja sam kilka razy gdzieś tam "dziubnąłem" piłkę, a potem mnie faulowali i arbiter tego nie gwizdał. W drugą stronę gwizdał każdą taką sytuację. Mam nadzieję, że pan sędzia też sobie przemyśli to spotkanie i zastanowi się skąd wynikła taka drobiazgowość w jedną stronę. Musimy być wobec siebie uczciwi i nie możemy całej winy zwalić na sędziego. Powinniśmy lepiej kryć i grać z większą konsekwencją, a tego zabrakło - puentuje gracz drużyny z Bukowej.