Podczas spotkania ze Śląskiem kibice Wisły urządzili protest wymierzony we władze klubu polegający na braku zorganizowanego dopingu i wyszydzaniu podopiecznych Tomasza Kulawika. Najmocniej oberwało się właśnie Sikorskiemu, którego... szkoleniowiec postanowił rzucić na plac gry, czyli niemal na pożarcie tłumu.
- Trener spytał mnie, czy jestem gotowy wejść na boisko. Jestem profesjonalistą i moim zadaniem jest wykonywanie zawodu bez względu na okoliczności. Dlatego powiedziałem, że jestem gotowy do gry. Trzeba być odpornym na to, co dzieje się na trybunach - mówi Sikorski dla Dziennika Polskiego i dodaje: - Pewnie, że nie da się przejść obojętnie obok tego. Tak jak jednak powiedziałem, jeśli chce się być profesjonalnym piłkarzem, to trzeba umieć sobie radzić w takich sytuacjach. Dla mnie najważniejszą rzeczą, jaka wydarzyła się w niedzielę, było pokonanie Śląska.
25-letni napastnik tłumaczy, że nie przejmuje się zachowaniem kibiców, bowiem ma za sobą "szkołę życia" w Polonii Warszawa: - Po tym, co przeżyłem w Polonii, nauczyłem się sobie radzić w różnych trudnych sytuacjach. To nie spływa po człowieku w taki sposób, jakby obok pociąg przejechał. Są jednak sposoby, żeby sobie z tym poradzić. Kibice niech krzyczą, nie mam do nikogo żalu, nie jestem na nikogo zły. Koncentruję się w 120 procentach na grze. Tylko to się liczy.
Źródło: Dziennik Polski