Żyję futbolem 24 godziny na dobę - rozmowa ze Stanislavem Levym, trenerem Śląska Wrocław

Stanislav Levy przejął Śląsk Wrocław po Oreście Lenczyku. Jak wygląda praca z mistrzem Polski i jakie są plany na przyszłość? To zdradza trener WKS-u w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Artur Długosz
Artur Długosz

Artur Długosz: Runda jesienna dobiegła już końca. Jak pan oceni swoją dotychczasową przygodę we Wrocławiu?

Stanislav Levy: Głównie cieszy mnie to, że jakość naszej gry się podniosła, zawodnicy poprawili swoją dyspozycję. W Krakowie w meczu z Wisłą byliśmy drużyną lepszą. Z Jagiellonią Białystok punkty straciliśmy... Przez swoją własną głupotę. Potem były te dwa spotkania - z Lechem Poznań i Legią Warszawa. Jakość naszej gry w tych meczach była już lepsza. Ważne jest to, że dystans punktowy do miejsc, które gwarantuję grę w europejskich pucharach, nie jest tak duży. Można jeszcze powalczyć. Od nikogo nie dostałem żadnego przykazu, że celem jest właśnie walka o udział w europejskich rozgrywkach, ale to jest moje chęć, aby w nich wystąpić. Sądzę, że tak samo jest w przypadku piłkarzy.

Długo trzeba było czekać na zmianę stylu gry zespołu?

- Od początku zwracałem już uwagę, że drużyna ma problemy. Zmienić tego nie można było jak za naciśnięciem magicznego guzika. Trochę musiało to trwać. Potwierdziły to ostatnie konfrontacje, że potrzebowaliśmy około dwóch-trzech miesięcy.

Jest pan już w stanie wytłumaczyć sobie, co się stało z drużyną z meczach z Piastem Gliwice czy Jagiellonią Białystok?

- Męczyła nas ta nierówność w grze. Jak w całych spotkaniach, tak i w poszczególnych jego fragmentach. Dopiero teraz jest więcej czasu na analizę tego, dlaczego tak się działo. Trzeba jednak powiedzieć, że w naszych ostatnich meczach - zaczynając od potyczki z Wisłą Kraków - forma piłkarzy szła w górę.

Bardzo emocjonalnie podchodzi pan do meczów.

- Wydaje mi się, że to mój obowiązek. Żyję futbolem 24 godziny na dobę. Tam gdzie pracuję, tam chcę dawać z siebie absolutne maksimum.

To spadł panu kamień z serca po meczu z Legią Warszawa? Widzieliśmy dość spontaniczną reakcję w pana wykonaniu.

- To nie jest tak, że to tylko moja osobista wielka radość. Liczę na to, że udzieli się ona i piłkarzom, i kibicom obecnym na trybunach.

Jak to jest z tym jedzeniem i piciem w pana przypadku? Troszkę pan wszystkich wystraszył w Poznaniu.

- W Poznaniu już pięciu minutach chciałem wracać na ławkę rezerwowych, ale mnie nie chcieli puścić. Mierzyli mi ciśnienie (śmiech).

A z pana wizerunkiem? W meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała na ławce rezerwowych pojawił się pan w skórzanej kurtce. Potem na kolejnych spotkaniach był pan już ubrany w marynarkę.

- Była prośba ze strony klubu, abym na ławce rezerwowych pojawiał się w ubraniu sportowym, albo w garniturze. Dla mnie jednak każdy mecz to święto i w związku z tym chodzę w marynarce.
Czy porażka 1:4 z Górnikiem Zabrze uświadomiła panu, jak wiele pracy jeszcze pana czeka?

- Było to wynikiem tego, że drużyna rozegrała trzy spotkania w ciągu całego tygodnia. Zespół jeszcze nie był przygotowany do takiego wysiłku.

To wtedy zdał pan sobie sprawę, że przygotowanie fizyczne zawodników Śląska nie jest na takim poziomie, jaki pan by oczekiwał?

- Tak jest. Ale to potwierdziły testy. Nie mówię tego, żeby się usprawiedliwiać czy mieć jakieś alibi, ale każdy trener ma swoją wyobraźnię, jak drużyna powinna być przygotowana.

Są jednak piłkarze, którzy za pana kadencji przechodzili istne metamorfozy, jak choćby Mariusz Pawelec, który w Zabrzu był niemiłosiernie ogrywany, a końcówkę sezonu miał już bardzo dobrą.

- To jest kwestia tego jak drużyna pracuje i jak robią to asystenci. To nie zależy tylko od trenera, tylko od współpracy wszystkich. Piłkarze powinni być przeświadczeni o tym, że to jak działamy, poprawi ich umiejętności.

Jest pan rozczarowany postawą któregoś z zawodników?

- Nie było żadnego zawodnika, który na przekroju całego sezonu nie miałby wahań formy. Będziemy pracować podczas przerwy zimowej, aby piłkarze podtrzymali swoją formę, bo poprzeczka jest już zawieszona wysoko. Każdy zawodnik reaguje inaczej na zmianę trenera.

Po meczach z Piastem Gliwice, Wisłą Kraków czy Jagiellonią Białystok nie bał się pan, że przed tymi dwoma najważniejszymi spotkaniami w rundzie, coś w drużynie pęknie?

- Cztery ostatnie spotkania były trudnym przedsięwzięciem. Mecz z Piastem bardzo mnie jednak zawiódł. Nawet po tej przegranej potyczce z Wisłą Kraków byłem przekonany o tym, że w trzech ostatnich meczach mamy szanse powalczyć o zwycięstwo oraz że ta forma wzrasta.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×