Po tym, jak Polonia Warszawa wyraziła zgodę na transfer Pawła Wszołka do Hannoveru 96, działacze niemieckiej drużyny zaprosili 20-latka na testy medyczne. Piłkarz miał przylecieć do Hanoweru w środę z Warszawy, a dyrektor sportowy Joerg Schmadtke wysłał na lotnisko swojego asystenta.
Gdy samolot o godzinie 14.31 wylądował - jak relacjonuje Bild - Dominik Prinz w spokoju czekał na Wszołka. Dopiero po półgodzinie zdał sobie sprawę, że reprezentanta Polski nie było na pokładzie. - Nie wiem, co się dzieje! - relacjonował przełożonemu przez telefon.
Przedstawiciele Hannoveru dopiero później dowiedzieli się, że Wszołek po konsultacji z władzami Polonii zrezygnował z przenosin do Bundesligi. - Wszystko było już zorganizowane, a lot ustalony, czekaliśmy na niego. Cała ta sprawa jest trochę komiczna. Na chwilę obecną wygląda na to, że transfer nie dojdzie do skutku i będziemy musieli rozejrzeć się za innym rozwiązaniem - kręci głową Schmadtke.
To nie pierwszy przypadek, gdy polski piłkarz przy okazji transferu wprawia działaczy zagranicznego klubu w osłupienie. Podobna sytuacja miała miejsce niespełna rok temu, gdy Ariel Borysiuk w ostatniej chwili rozmyślił się i odmówił belgijskiemu Club Brugge.