To już nie jest przypadek, czy też brak szczęścia. Piłkarze Ruchu Chorzów nie potrafią wygrać w lidze meczu od 3 listopada. Seria bez zwycięstwa przy Cichej trwa jeszcze dłużej, bo od 5 października. W niedzielę Niebiescy przeszli samych siebie. Takiej klęski na własnym stadionie Ruch nie poniósł od dawna. W Chorzowie po raz pierwszy od pół roku stadion niemal w całości był wypełniony kibicami. Czy jednak fani po takiej kompromitacji zdecydują się kolejny raz odwiedzić Cichą? - Czuję się jak Tomek Hajto po porażce z Podbeskidziem. Lech zwyczajnie nas rozstrzelał. Wykorzystał swój potencjał, jeśli chodzi o ofensywę i grę z kontry. Wiedzieliśmy, że jeśli się odkryjemy i pozwolimy im zagrać z kontry, to będzie źle. Tak niestety się stało. Staraliśmy się, próbowaliśmy, ale niestety mieliśmy zbyt mało atutów. Goście zdecydowanie nas zdeklasowali, wygrali jak najbardziej zasłużenie. Dostaliśmy dobrą lekcję futbolu, z której trzeba szybko wyciągnąć wnioski - ocenił Jacek Zieliński, który jesienią prosił o czas na budowę autorskiej drużyny. Trener podkreśla, że zespół wciąż jest w przebudowie, jednak w meczu z Lechem trudno było znaleźć jakiś pozytyw.
Takowym może być debiut skrajnego defensora Martina Konczkowskiego. - Był naszym jaśniejszym punktem i to pokazuje obecny potencjał. Piłkarz w sumie znikąd jest jednym z najlepszych w zespole. O czymś to świadczy. Z jego postawy jestem bardzo zadowolony, jeśli oczywiście można mieć jakieś powody do radości po takim pojedynku - ocenił Zieliński, który po spotkaniu żalił się, że w dalszym ciągu nie może skorzystać ze wszystkich swoich podopiecznych. - Sadlok wciąż nie trenuje po zabiegu. Jedziemy do Lubina na Puchar Polski i tam wypada nam za kartki Djokić, więc pole manewru w defensywie mamy jeszcze mniejsze. Wiem, że dobrze to nie wyglądało, ale musimy w tym zestawie walczyć. Zanim Maciek Sadlok wróci do składu minie trochę czasu. Również Marek Szyndrowski tak szybko nie dołączy. A Gabor Straka w formie będzie najwcześniej w maju - wymieniał trener, który z Lechem Poznań w 2010 roku zdobył mistrzostwo Polski.
Jacek Zieliński nie chciał dywagować czy wysoka porażka spowodowana była siłą Lecha, czy też słabością Ruchu. - Prawda leży zapewne pośrodku. Lech nie zagrał wielkiego meczu, ale wykorzystał nasze błędy. Gra nie wyglądała tak jakby wskazywał na to wynik. Zespół klasowy potrafi wykorzystać swoje szanse i goście to zrobili. My mieliśmy okazje, ale nam nic nie wpadło. Lech punktował nas po mistrzowsku - ocenił trener Ruchu Chorzów, którego kredyt zaufania wśród kibiców Niebieskich powoli się wyczerpuje.
Przypomnijmy, że Jacek Zieliński przejął Ruch po fatalnej inauguracji rundy jesiennej, kiedy to chorzowianie przegrali z rzędu trzy spotkania wyjazdowe. Mimo widocznego progresu Dariusz Smagorowicz ugiął się i zwolnił Tomasza Fornalika. Nowy trener początek w Chorzowie miał wyśmienity. Po remisie z Koroną wicemistrzowie Polski wygrali trzy kolejne mecze. Potem Niebiescy potrafili wywalczyć jeszcze tylko pięć punktów. Z każdym spotkaniem gra zdziesiątkowanego kontuzjami zespołu wyglądała coraz gorzej. - Inne były zamierzenia, plany i ambicje. Boisko zweryfikowało wszystko. Trzeba pochylić głowę i grać dalej. Podejmowaliśmy złe decyzje lub za późno je podejmowaliśmy. Dlatego przegraliśmy - wrócił na koniec do spotkania z Lechem załamany Zieliński.