Działacze GKS Bełchatów pogodzili się już z degradacją do I ligi. Nikt nie ukrywa, że skład budowany jest właśnie z myślą o grze na zapleczu T-Mobile Ekstraklasy. Zrezygnowanie widać również na trybunach. Na inaugurację rundy wiosennej na trybunach zasiadło co prawda około 2 tysięcy widzów, ale sprawiali wrażenie, jakby przyszli pokrzyczeć na Kamila Kosowskiego, który naraził im się swoimi wypowiedziami. O sytuacji w Bełchatowie najlepiej świadczy fakt, że dwa zespoły grające na najwyższym szczeblu rozgrywek - GKS i PGE Skra Bełchatów ustalają rozpoczęcie swoich spotkań... na tę samą godzinę!
Trener bełchatowskiej drużyny Kamil Kiereś przyznaje, że zawodnicy, którzy zasilili jego drużynę przygotowywani są na czarny scenariusz w postaci spadku do niższej ligi. Założenie jest jednak takie, aby zatrzymać 70 procent składu z obecnego sezonu. Dodatkowo zwraca uwagę na infrastrukturę stadionu GKS, której jego zdaniem nie można zmarnować. - Mamy tu wysoką jakość, mamy boiska treningowe, co w kraju nie jest takie oczywiste. Tego absolutnie nie wolno nam zaprzepaścić. Dlatego tworzymy taką kadrę, by 70 procent zawodników zostało nawet na wypadek czarnego scenariusza, abyśmy się nie obudzili w ostatniej chwili i nie działali na wariackich papierach. Ktoś powie, że to przedwczesne zakładanie wariantu pesymistycznego, ale musimy się zabezpieczyć. Mamy obowiązek myśleć dwutorowo - powiedział dla Przeglądu Sportowego Kiereś.
Jak się okazuje głównym powodem obecnych problemów klubu, było... wicemistrzostwo Polski. Prezes Marcin Szymczyk przyznaje, że władze klubu nie potrafiły sobie poradzić z tym sukcesem. GKS oferował bardzo dobre jak na polskie warunki płace dla zawodników. Znany był również z tego, że terminowo wywiązywał się ze swoich płatności. Teraz pod klubem ustawia się kolejka wierzycieli. Wśród nich jest między innymi były trener Orest Lenczyk, który walczy o odzyskanie pół miliona złotych, które ma otrzymać w ramach ugody.
Za pół roku GKS obudzi się w nowej rzeczywistości. Rzeczywistości bez obecności spółki Skarbu Państwa. PGE było gwarantem odpowiedniego budżetu. W tym momencie został on ograniczony z 40 milionów (jeszcze 5 lat temu), do 8 w tym sezonie. Za pół roku kończy się umowa z PGE. Po niej trudno będzie zapewnić finansowanie zespołu na odpowiednim poziomie. Czy znajdzie się podmiot, który weźmie na swoje barki koszty utrzymania klubu?
Źródło: Przegląd Sportowy