Napastnik miał po meczu spore powody do zadowolenia. Udało mu się zadebiutować w niebiesko-czerwonych barwach w meczu z Lechia Gdańsk. Wszedł na boisko w 79. minucie zmieniając Tomasa Docekala, a już dziewięć minut później wpisał się na listę strzelców. - Każdy zawodnik byłby zadowolony, gdy w debiucie zdobywa bramkę. Na pewno cieszę się z tego debiutu, bo w kolejnych meczach powinno być o wiele lepiej. Fajnie, że zdobyłem tego gola i pomogłem drużynie. Z pewnością następnym razem będzie tak samo - powiedział zadowolony Marcin Robak, napastnik Piasta Gliwice.
Wobec kontuzji Wojciecha Kędziory w Gliwicach szukano wysokiego i silnego napastnika. Wybór padł na Robaka i koledzy w szatni na pewno mocno wierzyli, że rosły zawodnik będzie dużym wzmocnieniem zespołu. - Jestem przy Okrzei dopiero tydzień i przede wszystkim chciałbym jak najszybciej wrócić do swojej dyspozycji i być w wysokiej formie. Dopiero w późniejszym czasie będzie można ocenić czy pomagam tej drużynie i odzyskuję dyspozycję czy potrzebuję więcej czasu, żeby dojść do siebie - przyznał były gracz Widzewa Łódź.
Pierwszą połowę Robak oglądał z ławki rezerwowych. Jak ocenia on poczynania swoich kolegów, patrząc na nie z boku? - Pierwsza odsłona była dość wyrównana. Lechia też miała swoje sytuacje, które mogła zamienić na gole, ale jej się to nie udało. Fajnie, że my w drugiej połowie byliśmy skuteczni i zdobyliśmy piękną bramkę z rzutu wolnego i to na pewno był kluczowy moment w tym meczu - skomentował snajper.
Aura nie rozpieszczała zawodników. O ile początek meczu rozgrywał się w dość przyzwoitej pogodzie, to później zaczął padać śnieg, co nie ułatwiało poczynań żadnej ze stron. - Na pewno nie było źle. Nie padało tak, żeby w większym stopniu przeszkadzało to jednej czy drugiej drużynie. Warunki dla obu stron były takie same, więc był to dobry mecz i co najważniejsze zakończony dla nas zwycięstwem - opisał urodzony w Legnicy piłkarz.
Napastnik przyzwyczaił kibiców do tego, że piłka go "szuka" w polu karnym przeciwnika. Tak samo było w poniedziałek, gdy strzelił on gola, a wcale ta sytuacja do łatwych nie należała. - Było zgranie w pole karne, gdzie czułem, że piłka może pójść w tę stronę. Wyskoczyłem do przodu, przyjąłem na lewą nogę i strzeliłem na bramkę. Akurat bramkarz tak interweniował, że po próbie jego obrony piłka wpadła do siatki. Cieszę się z tego i mam nadzieję, że w następnych meczach piłka też mnie będzie szukać - zakończył Marcin Robak.