- Wydawało się, że jak strzeliliśmy bramkę, to pójdziemy za ciosem. Stało się inaczej. Chciałbym obejrzeć ten mecz na chłodno, bo na gorąco czasami za dużo się powie. Straciliśmy bramkę do przerwy i potem w drugiej połowie staraliśmy się, mieliśmy swoje sytuacje, ale przegraliśmy ten mecz - mówił po meczu z Ukrainą Jakub Kosecki, piłkarz Legii Warszawa i reprezentacji Polski.
Polacy już po siedmiu minutach piątkowego spotkania przegrywali dwoma golami. Co prawda zdołali zdobyć gola kontaktowego, ale tuż przed przerwą Ukraińcy dołożyli kolejne trafienie. - Trudno jest mi wytłumaczyć co się stało i dlaczego tak to wyglądało. Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Mogę powiedzieć, że każdy z nas wierzy jeszcze w awans i na pewno będziemy do końca walczyć - podkreślał Kosecki.
W drugiej połowie potyczki z Ukrainą biało-czerwoni zagrali jeszcze gorzej i wynik spotkania ustalony po pierwszych 45 minutach nie uległ już zmianie. - Nie chcę mówić co się działo w szatni, bo to powinno zostać w niej. Każdy z nas chciał, był bardzo zmobilizowany. Wiedzieliśmy, jak bardzo ważny to był mecz. Trzeba podziękować kibicom za to, że stworzyli wspaniałą atmosferę. Boisko zweryfikowało nasze plany - skomentował piłkarz Legii.
Pomimo niekorzystnego wyniku Jakub Kosecki wierzy jeszcze w awans na mistrzostwa świata w piłce nożnej. - Ja wierzę bardzo w awans. Będziemy walczyć w każdym meczu. Wiadomo, jakich mamy przeciwników. Każdy wierzy i na pewno na każde zgrupowanie będziemy jechać z taką myślą, że awansujemy. Mamy trenera, który potrafi super zmobilizować i ustawić drużynę. Na pewno trener wie, co zrobić dalej i on w nas wierzy, my w niego wierzymy. Ciężka praca przed nami - podsumował "Kosa".