- Przed nami kolejny ważny mecz, chcemy dobrze zagrać i odkupić swoje winy - przyznał Jakub Kosecki. - Szacunek musi być do przeciwnika i ten szacunek mamy. Mobilizujemy się bardzo mocno po porażce z Ukrainą i koniecznie chcemy ten mecz wygrać - to jest nasz cel - dodał pomocnik reprezentacji Polski.
- Ukraińcy się dobrze organizowali w obronie, nie pozwalali nam wykorzystywać tego, co mamy najlepsze. Zneutralizowali nas i nie mieliśmy tak dużo miejsca - szukał przyczyn porażki Kosecki. Dodatkowo po stronie podopiecznych Mychajło Fomienki można zapisać szybkość oraz skuteczne pilnowanie biało-czerwonych. - I może dlatego mieliśmy tak dużo problemów z utrzymaniem się przy piłce. Na pewno będziemy mieć jeszcze niejedną odprawę przed meczem z San Marino, trener przeanalizuje wszystko i powie jakie były błędy z naszej strony, co musimy poprawić. Każdy wygłasza swoją teorię dotyczącą tego, dlaczego przegraliśmy, my się już nasłuchaliśmy i potrzebujemy o tym jak najszybciej zapomnieć - nie ukrywał "Kosa".
Czy po przegranej z rywalem, który miał być w zasięgu Polaków, łatwo jest się mobilizować na najsłabszą drużynę w grupie? - Proszę mi wierzyć, że już jesteśmy zmobilizowani i chcemy zrobić na kibicach jak najlepsze wrażenie, odnieść jak najwyższe zwycięstwo – bo to właśnie zwycięstwo się dla nas przede wszystkim liczy. Wiemy, jaki nas mecz czeka, chcemy wygrać, ale mamy szacunek do przeciwnika i będziemy się ciężko przygotowywać - powiedział zawodnik warszawskiej Legii.
- Nie zapamiętuje się stylu tylko wynik meczu. Najważniejszy jest wynik, ale na pewno będziemy chcieli też ładnie grać w piłkę. Co z tego, że byśmy ładnie grali z Ukrainą, jeśli byśmy przegrali. Przegraliśmy, słabo graliśmy i każdy mówi o porażce. Wolałbym zagrać słabo, ale wygrać - nie byłoby teraz szumu wokół naszej gry - podkreślił Jakub Kosecki.
- Nie jesteśmy tak słabi, jak to pokazał mecz z Ukrainą. To był wypadek przy pracy. Nie zagramy już takiego meczu - zapewnił "Kosa". - Nie potrafię wytłumaczyć, co się wtedy stało, ale wiem, że każdy z nas niejeden raz już przeanalizował to spotkanie w swojej głowie. Pozostaje nam walka, mamy jeszcze kilka meczów - zapowiedział kadrowicz.
Dawno w Polsce nie było sytuacji, kiedy po zakończonym meczu kibice zamiast śpiewać "nic się nie stało" wygwizdali piłkarzy opuszczających murawę. - Sam siebie wygwizdałem w głowie. Proszę nie myśleć, że my się z tego powodu obrażamy. Kibic płaci, kibic też wymaga. Szanujemy ich za to, że przyszli, stworzyli fajną atmosferę, dobrze się grało, za to im podziękowaliśmy. Nie możemy się obrażać i robić nie wiadomo jakich fochów. Teraz trzeba ciężko pracować, aby w kolejnych meczach przyciągnąć widownię na trybuny, aby nas tak samo dopingowała. Uwielbiam grać przy wypełnionych trybunach. Rozumiemy to, że zostaliśmy wygwizdani i chcemy zrobić wszystko, żeby taka sytuacja już się nie powtórzyła - nie krył Kosecki.
- Musimy zacząć grać to, co potrafimy. Mamy kilku-kilkunastu piłkarzy, którzy indywidualnie potrafią rozstrzygnąć wynik meczu. Musimy grać spokojnie i nie myśleć o tym, że nie awansujemy, podejść na luzie. Wierzymy w ten awans i on jest w naszym zasięgu - przyznał podopieczny Waldemara Fornalika.