Obrońca Zagłębia Lubin bierze winę na siebie

Piłkarze KGHM Zagłębia Lubin byli bliscy pokonania Korony Kielce 2:0. Już w doliczonym czasie gry kielczanie strzelili gola, który jak się początkowo wydawało, był trafieniem samobójczym.

W pierwszej połowie meczu KGHM Zagłębia Lubin z Koroną Kielce emocji było jak na lekarstwo. Dopiero po zmianie stron w Lubinie padły bramki. Miedziowi gole zdobyli dzięki pięknym uderzeniom z dystansu Adriana Rakowskiego i Adriana Błąda. - Liczy się zwycięstwo na przełamania na własnym boisku. Nie zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że odnieśliśmy je szczęśliwie i przypadkowo. W pierwszej połowie było dużo walki na boisku. Obydwa zespoły nie stworzyły wielu sytuacji. Po przerwie my już prowadziliśmy grę, mieliśmy więcej okazji, więcej graliśmy piłką. Piłkarze Korony praktycznie wybijali długie piłki. Nie mieli okazji sam na sam czy do pustej bramki. W końcówce troszeczkę mój błąd albo nieporozumieniem z Michałem Gliwą i było nerwowo. Cieszy to, że wytrzymaliśmy do końca. Staraliśmy się grać w piłkę - powiedział po meczu Bartosz Rymaniak.

Rymaniak pomimo że jest obrońcą, to był aktywny w ofensywie i często podłączał się do akcji. Raz był bardzo bardzo blisko strzelenia gola. - Trener zawsze mówi, że jak jest miejsce, zawodnik nie atakuje, to dlaczego piłki nie wyprowadzać do przodu i nie robić przewagi. Ja miałem taką sytuację, nikt mnie nie atakował. Na pewno fajnie się tak włączyć, ale jeszcze lepiej byłoby zakończyć to celnym strzałem albo dośrodkowaniem po którym padłaby bramka - wyjaśnił zawodnik.

Gdy wszystko wskazywało na to, że spotkanie zakończy się zwycięstwem Zagłębia 2:0, to w końcówce potyczki Pavol Stano ulokował piłkę w siatce Miedziowych. Początkowo to trafienie zaliczono jednak golkiperowi drużyny z Lubina, Michałowi Gliwie. - Był strzał z dystansu. Michał Gliwa złapał piłkę, ale ona mu się troszeczkę odbiła i wyleciała z rąk. Asekurowałem go, chciałem uchronić drużynę przed stratą bramki i wybić piłkę na rzut rożny. Michał szybko się pozbierał i niestety go nieszczęśliwie nabiłem. Później piłka przypadkowo odbijała się i jakoś wpadła do siatki. Wydaje mi się, że jakbym ją puścił, to Michał by ją złapał. Taka jest piłka nożna. Jeżeli nie popełnia się błędów, to nie ma bramek - wyjaśnił Rymaniak portalowi SportoweFakty.pl.

Komentarze (0)