Obrońca Zagłębia Lubin bierze winę na siebie
Piłkarze KGHM Zagłębia Lubin byli bliscy pokonania Korony Kielce 2:0. Już w doliczonym czasie gry kielczanie strzelili gola, który jak się początkowo wydawało, był trafieniem samobójczym.
Rymaniak pomimo że jest obrońcą, to był aktywny w ofensywie i często podłączał się do akcji. Raz był bardzo bardzo blisko strzelenia gola. - Trener zawsze mówi, że jak jest miejsce, zawodnik nie atakuje, to dlaczego piłki nie wyprowadzać do przodu i nie robić przewagi. Ja miałem taką sytuację, nikt mnie nie atakował. Na pewno fajnie się tak włączyć, ale jeszcze lepiej byłoby zakończyć to celnym strzałem albo dośrodkowaniem po którym padłaby bramka - wyjaśnił zawodnik.
Gdy wszystko wskazywało na to, że spotkanie zakończy się zwycięstwem Zagłębia 2:0, to w końcówce potyczki Pavol Stano ulokował piłkę w siatce Miedziowych. Początkowo to trafienie zaliczono jednak golkiperowi drużyny z Lubina, Michałowi Gliwie. - Był strzał z dystansu. Michał Gliwa złapał piłkę, ale ona mu się troszeczkę odbiła i wyleciała z rąk. Asekurowałem go, chciałem uchronić drużynę przed stratą bramki i wybić piłkę na rzut rożny. Michał szybko się pozbierał i niestety go nieszczęśliwie nabiłem. Później piłka przypadkowo odbijała się i jakoś wpadła do siatki. Wydaje mi się, że jakbym ją puścił, to Michał by ją złapał. Taka jest piłka nożna. Jeżeli nie popełnia się błędów, to nie ma bramek - wyjaśnił Rymaniak portalowi SportoweFakty.pl.