Kielczanie opuścili Pomorze Zachodnie jako pokonani 1:2, choć spotkanie ułożyło się dla nich wyśmienicie. Po czterech minutach Piotr Malarczyk dał im prowadzenie, następnie Michał Janota miał na nodze szansę na podwojenie przewagi.
- Po rzucie rożnym zrobiło się zamieszanie w polu karnym i jakimś sposobem - barkiem skierowałem piłkę do siatki. Choć może w tym przypadku słowo "skierowałem" nie jest na miejscu. Futbolówka się bardziej ode mnie odbiła... Teraz to i tak nieważne, bo poza małą radością z drugiego gola z rzędu, nie ma czego świętować - zaznaczył Malarczyk z Korony Kielce.
Pogoń Szczecin rozkręciła się kilka minut po katastrofie z początku spotkania. Szybko wrzuciła wysoki bieg i przejęła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Już przed przerwą Hernani odrobił stratę z nawiązką.
- Przyjechaliśmy do Szczecina pełni nadziei i zmobilizowani, by przełamać wyjazdową niemoc właśnie w konfrontacji z Pogonią, której się ostatnio nie wiodło. W tym sezonie jeszcze nie wygraliśmy poza Kielcami i ta niemoc nas bardzo boli. Po świetnym początku mieliśmy jeszcze fragment, w którym przeważaliśmy i gra się fajnie układała.
- Później jednak popełniliśmy znów ten sam błąd - cofnęliśmy się i kompletnie oddaliśmy inicjatywę przeciwnikowi. To nas pokonało, bo zamiast dowieźć fajny wynik do przerwy, to zeszliśmy do szatni z 1:2. Pogoń zdobyła dwie bramki po stałych fragmentach, przy których nie przypilnowaliśmy Hernaniego i stratę trudno już było odrobić - ubolewał Malarczyk.
I faktycznie, druga połowa w wykonaniu kielczan przypominała bicie głową w mur. Radosław Janukiewicz zajmował się głównie wyłapywaniem dośrodkowań, jedyną osobą która była w stanie mu zagrozić był Maciej Korzym.
- Nie potrafiliśmy stworzyć klarownych sytuacji, a Pogoń broniła się mądrze. Miała zagęszczony środek, gdzie grało trzech nominalnych stoperów, którym nie można było zrobić "krzywdy" długimi podaniami. Dąbrowski, Hernani, Noll... oni naprawdę potrafią grać w powietrzu - potwierdził Malarczyk.