Nie lubię korupcji i pazernych menedżerów - II część rozmowy z Andrzejem Czyżniewskim

W drugiej części rozmowy Andrzej Czyżniewski opowiada o mrocznej stronie polskiego futbolu - zdradza kulisy sędziowania, mówi otwarcie o walce z korupcją, a także zapowiada powrót do Arki Gdynia.

Wspomniał Pan wcześniej o ciekawym temacie - to kluby często płacą prowizję menedżerom...

Andrzej Czyżniewski: - Ależ oczywiście. Wie pan dlaczego nie jestem w Arce? Między innymi z tego powodu. Niektórzy menedżerowie nie mogąc wcisnąć kitu Arce, obeszli mnie, przechodząc na skargę do takiego pana, który już raz rozmontował Arkę i zrobi to po raz drugi. Ten pan kompletnie nie ma pojęcia, co to jest klub piłkarski, że dla mnóstwa ludzi Arka Gdynia znaczy bardzo wiele. Zresztą wystarczy prześledzić efekty pracy tego pana w Bałtyk Gdynia. Zespół Arki stał się w pewnym okresie synonimem korupcji. I ten pan Piotr nie wiedział, co się wtedy w klubie działo? Był członkiem rady nadzorczej. Kiedy pojawiał się na trybunach stadionu kibice Arki skandowali jego nazwisko w połączeniu z pewnym określeniem, którego nie będę przytaczał. Gdyby Arka byłaby moim klubem, gdybym był właścicielem, to wytoczyłbym wielu ludziom proces za działanie na szkodę spółki za ten okres. Arka w tamtym okresie tylko jednemu menedżerowi wypłaciła kilkaset tysięcy prowizji i - moim zdaniem - wbrew obowiązującym w tym zakresie przepisami. Kwota ta spokojnie pozwoliłaby na pokrycie rocznego budżetu grup młodzieżowych. A jeden z tych zawodników zagrał w Arce raptem cztery pełne mecze, a kosztował klub ponad milion złotych! I nikt za to nie odpowiada? Nikt nie sprawował nadzoru nad działaniami, trenera, wiceprezesa ds. sportowych? To pytam, co robili członkowie rady nadzorczej? W jaki sposób sprawowali nadzór? W tamtym okresie podpisywano horrendalne kontrakty, których ciężar finansowy musiał klub dźwigać przez wiele lat. Niektórzy piłkarze mieli wówczas płacone nawet za mecze sparingowe, mecze w drużynie Młodej Ekstraklasy. Na podstawie takich zapisów kontraktowych potem wygrywali sprawy w sądach. Wyceniono udział zawodnika w takim meczu na kwotę 4500 zł!

To dlaczego ta sprawa nie ujrzała światła dziennego?

- Mało jest ludzi, którzy potrafią o tym mówić publicznie. Nie ma drugiego kraju, w którym pokorne ciele dwie matki ssie. Jeżeli pokorne ciele dwie matki ssie, to jedna musi być fałszywa. O mnie mówią, że nie mam pokory. Nie, tu nie chodzi o pokorę, lecz fundamentalne poczucie uczciwości. Jeżeli ja rozmawiając o kontraktach od 80 procent menedżerów dowiaduje się, że otrzymam tyle i tyle procent od transferu, to.... Gdybym ujawnił całą swoją fonotekę, łącznie z nagraniem z panem Marianem Dziurowiczem, z wieloma ludźmi, którzy do dzisiaj działają na różnych poziomach w piłce nożnej, to dopiero by było. A wielu teraz do kamery lub w wywiadach prasowych wypowiada się, podobnie jak Bobo Kaczmarek, że oni się nigdy z korupcją w polskiej piłce nie spotkali, że brzydzą się korupcją. To ja trenerowi Kaczmarkowi przypomnę wizytę w mojej pizzerii wraz z kierownikiem drużyny oraz jak się ta rozmowa zakończyła i w jaki sposób wyszli z mojej pizzerii. Wielu próbuje się przedstawiać jak nieskazitelnie czysty kryształ, a wie pan gdzie kryształ dobrze wygląda? Za szybką w bufecie. Dlatego niech Bobo Kaczmarek nie plecie, że nigdy nie miał styczności z korupcją i nigdy o niej nie słyszał, bo jeżeli kiedyś napiszę książkę, a noszę się z takim zamiarem, to skorzystam ze swojej fonoteki. Przypomnę kulisy zdobycia przez Dyskobolię Grodzisk Wlkp. tytułu wicemistrzostwa Polski. Część tych kulis zdradził już były właściciel tego klubu. Przypomnę rozdział pod tytułem Górnik Łęczna. No i pewnie Bobo się wyprze znajomości z panem Ryszardem. Już raz byłem bliski ujawnienia swej fonoteki. Dowiedziałem się jednak, że ludziom nie chodzi o zmiany na lepsze w polskiej piłce, lecz tylko o dokopanie prezesowi Dziurowiczowi.

Dogryza Pan trenerowi Kaczmarkowi. Dlaczego?

- Nie lubię ludzi nielojalnych. Nie lubię ludzi, którzy nie potrafią dawać dobra innym. Ja zawsze powtarzam, że kto sieje wiatr, zbiera burzę. Bobo musi się liczyć z tym, że kiedyś to co sieje zbierze się wszystko i wróci do niego. A zresztą cały charakter Boba oddaje sytuacja, kiedy uklęknął i pocałował w rękę trenera Leo Beenhakkera. Zresztą Bobo Kaczmarek może kiedyś powie, kto i jaką opinię wydał o Jerzym Dudku. Bo nawet Dudek potrafił w swojej książce poświęcić tej rekomendacji dość duży akapit. A wie pan redaktorze, że Bobo Kaczmarek ponoć nawet Leonidasa odkrył (śmiech). Gdyby nie Bobo Kaczmarek, to Leonidas nigdy by w piłkę nie grał (śmiech).

Co Pan ma konkretnego na myśli mówiąc, że cały charakter trenera Kaczmarka oddaje pocałowanie ręki Beenhakkera?

- Niech mnie pan za język nie ciągnie, bo powiedziałem sporo. Powiem tylko tak, że w Polsce niewielu wie jak zrobić coś dobrze, ale każdy, powtarzam każdy, wie jak zrobić coś lepiej! Do tego typu ludzi właśnie zaliczam trenera Kaczmarka. Zawsze wie lepiej, ale po fakcie. Ale już dawno nikt nie sprawił mi takiej frajdy jak Czesiek Michniewicz, który ograł Boba Kaczmarka w Gdańsku. Widok twarzy Boba po tej porażce był bezcenny. Zresztą, co to jest za klasa trenera, który przegrywa mecz i mówi, że drużyna przeciwna oddała 2,5 strzału na bramkę i wygrała przypadkiem.. Co to kogo obchodzi, ile oddała strzałów? Liczy się to, że zdobyła dwie bramki i o jedną więcej niż twój zespół. Zdejmij zatem czapkę i pogratuluj gościowi, że tego dnia był lepszy od Ciebie. Mniej klasę trenerze. Zresztą jeszcze wracając do tego 2,5 strzału. To znaczy, że przeciwnik miał do czynienia z tak słabą drużyną, że do odniesienia zwycięstwa wystarczyło oddanie 2,5 strzału w światło bramki.

Ma Pan do trenera Kaczmarka uraz?

- Nie, ale jestem człowiekiem, który często mówi niewygodną prawdę. Nie wiem, czy oglądał Pan film Moneyball.

Tak, widziałem.

- Oglądałem ten film dziesiątki razy, bo identyfikuje się z głównym bohaterem w sposobie pracy, sposobie przeżywania meczów, w sposobie budowania drużyny, sposobie rozmów z szefem skautów, gdyż bardzo przypomina mój sposób podejścia do pracy. W tym filmie jest zresztą taka sentencja o bólu głowy - dlaczego menedżera zespołu jednego z bohaterów głowa boli cały czas? I tam była odpowiedź, że jak ty całe życie napie... głową w mur, to głowa musi cię boleć! I ja taki właśnie jestem - często mnie boli głowa, bo nie dość, że występuje przeciwko wielu ludziom, to walę głową w mur. Ale często udaje mi się ten mur pokonać. Mam z tego faktu osobistą satysfakcję.

[nextpage]
Wspomniał Pan, gdy umawialiśmy się na tę rozmowę, że ma Pan wielu wrogów.

- Ależ oczywiście (śmiech). Trener Alex Ferguson powiedział, że mili faceci są bardzo fajni, ale zawsze są na drugim miejscu. Ja nie jestem miłym facetem. Jestem miły dla miłych, ale skurwy... dla tych, którzy na to zasługują. Nie lubię oszustów, leni, złodziei, pazernych menedżerów, nie lubię korupcyjnych propozycji, nie lubię działania pod stołem, nie lubię spiskowców. Zawszę walczę z otwartą przyłbicą. Nie przyszedłem, nie uzależniałem podpisania umowy z Arką, od tego czy syn otrzyma płatny etat w jednej ze sponsorskich firm, nie przyszedłem, by mieć kontrakt gwarantowany na trzy lata, którego klub nie może go wypowiedzieć, bez względu na efekty pracy. Przyszedłem po to, by ciężko pracować, zbudować stabilny klub, który będzie grał w ekstraklasie i będzie miał mocną strukturę młodzieżową, a w ciągu czterech lat 80 procent składu drużyny, to będą wychowankowie, którzy przeszli całą piramidę szkoleniową. Teraz wystarczyło, że przyszedł trener Globisz i mówi się, że zaczęły się sukcesy młodzieży, że nareszcie klub zaczął stawiać na młodzież. Tyle że ci co tak mówią zapomnieli, że w ciągu trzech lat zdobyliśmy srebrny, brązowy i złoty medal mistrzostw Polski. To się znikąd nie wzięło - Formella, Żołnierewicz, Szromnik, Gałecki, Szwoch, Brodziński, Sulewski, Bartlewski, Robakowski i wielu innych. To był efekt naszej wspólnej kilkuletniej pracy z trenerem koordynatorem szkolenia młodzieży Jackiem Dziubińskim, z trenerami grup młodzieżowych Wilczyńskim, Jańczakiem, trenerem przygotowania fizycznego Wittem, bardzo dobrej współpracy szkoleniowej z SI Arka i jej prezesem Rybickim. Był taki moment, oczywiście jak mnie pamięć nie myli, że Arka miała jedenastu piłkarzy w reprezentacjach Polski w prawie wszystkich kategoriach wiekowych.

Sporo.

- Było też tak, że byliśmy drużyną, która miała największą liczbę wychowanków w ekstraklasie, najniższą średnią wieku, ale niestety - nie boję się tego użyć - dogadaną się z hołotą, spiskowano z hołotą, żeby dokonać zmian kadrowych Arki. I brawo, prezes Witold Nowak i Andrzej Czyżniewski nie pracują już w Arce. Prezes Nowak za to zapłacił zdrowiem. Człowiek, który uczył się futbolu od podstaw i gdy już się tak wiele nauczył, to musiał odejść. Ze względu na poczucie lojalności wobec prezesa też odszedłem złożyłem wymówienie. Mówiłem zresztą: Witoldzie, chciałem odejść po spadku, ale skoro mnie prosisz abym został, nie zostawię cię samego w klubie, ale wiedz, że będą wieszali na szmatach moje nazwisko, wiedz, że będę wrogiem publicznym numer jeden, że będę jedynym winnym tego spadku, że wspólnie zapłacimy ogromną cenę. Tak, ja także ponoszę odpowiedzialność za to niepowodzenie sportowe, jakim był spadek Arki z ekstraklasy, które w moim życiu zawodowym jest najboleśniejszą porażką. A teraz, kiedy widzę, że asystent, który też musi brać odpowiedzialność za wyniki drużyny, zostaje pierwszym trenerem, to według mnie jest to świństwo wobec pierwszego trenera, z którym wspólnie pracował. A co ty robiłeś jako asystent? Mogę pomyśleć, że kopałeś dołki pod trenerem, że cieszyła cię każda porażka zespołu, żeby było jak najgorzej, żeby tylko zostać pierwszym trenerem. Nie ponosisz odpowiedzialności, za to co się działo? Nie pomagałeś trenerowi? Nie miałeś uczestnictwa w taktyce? Zakłamanie totalne. Przyszedłeś jako asystent i odejdź jako asystent razem z trenerem z którym przyszedłeś do klubu. Miej godność i pokaż jaki jesteś mocny, ale w innym klubie. A dlatego właśnie, że mam takie spojrzenie na świat, to mam wielu wrogów, przeciwników.

To równie dobrze można powiedzieć, że powinien odejść kapitan...

- Takich zawodników chyba nie ma, że w przypadku spadku powiedzieliby, że będą dalej grali i powinno im się obniżyć pensje. Kiedyś trener Marian Geszke zaproponował mi ponowne uczestnictwo w treningach Bałtyku Gdynia i gdy pytano mnie w trakcie rozmów o kontrakcie ile chcę zarabiać, to powiedziałem, że obecnie ważę 120 kg, nie wiem, czy jestem bramkarzem numer cztery czy pięć, dlatego wrócimy do rozmowy, jak będę numerem jeden. A w bramce bronił wtedy nie byle kto, bo sam Stasiu Burzyński. Po jakimś czasie zostałem tym numerem jeden i do tej rozmowy rzeczywiście z działaczami Bałtyku wróciliśmy. Był taki jeden zawodnik, który rozwiązał swój kontrakt z Amiką, bo nie grał i uważał, że za dużo zarabia. Rozwiązał kontrakt na swoją prośbę i odszedł z klubu - nazywał się Piotr Ruszkul.

Jest Pan niemile widziany w Arce? Ma Pan tam wielu wrogów?

- Nie. Powiem tak: Arka Gdynia to jest klub, nie ludzie. Arka to klub spod mojego serca. Bardzo emocjonalnie przeżyłem rozstanie z Arką, ponieważ moją największą wadą jest nieumiejętność rozdzielenia pracy od emocji, mimo że zabrakło nam tak niewiele. Bo gdyby sędzia Piasecki nie wymyślił sobie tak długiego przedłużenia meczu, to wygralibyśmy z Lechią 2:1 i do dzisiaj bylibyśmy w ekstraklasie. Wielu spiskowców było dokoła nas, tylko czekali na to, by wrócić, by otrzymać od Ryszarda Krauzego zabawkę w postaci klubu. A żaden klub nie może być zabawką w niczyich rękach - czy pracuje w nim Kowalski, Kwiatkowski, czy Czyżniewski, to jest tylko pewien wycinek historii. I dlatego Andrzej Czyżniewski nigdy nie będzie się gniewał na Arkę Gdynia. Ogromny żal mam do ludzi dwulicowych, takich pospolitych zakłamanych, fałszywców, do ludzi, którzy uzurpują sobie prawo do bycia tylko poprawnymi Arkowcami, odmawiając tego prawa innym. Niestety coraz częściej świat przestępczy, przenosi swój świat swoich wątpliwych wartości, do świata kibiców na stadiony. Manipulując biednymi ludźmi, biednymi kibicami, którym wciska się za potworną cenę koszulkę, choć t-shirt można kupić za 3 złotych. Niektórzy zrobili sobie z tego całkiem niezłe źródło dochodu. Mówiłem o tym otwarcie, że moim zdaniem podstępnie pozbawiono MGKS Arka znaku, prawa do kultowego znaku, marki MZKS Arka Gdynia. Teraz niektórzy sobie doskonale żyją z tego, że produkują gadżety z logo marki Arka. Na to wszystko są dokumenty. Wie pan jestem takim człowiekiem, który sobie pewne rzeczy kolekcjonuje. I nawet mam tę nieszczęsną uchwałę, którą według mnie podjęto bezprawnie przez rzekomy zarząd stowarzyszenia MGKS, kiedy to prawa do znaku przekazano do stowarzyszenia SI Arka. Dalej się pan dziwi, że mam tylu wrogów?

Walczy Pan z wiatrakami.

- Ale to nie oznacza, że mam temu ulegać, że mam na to dawać swoje przyzwolenie, przymykać oczy, udawać, że wszystko jest ok. Tak samo jak byłem sędzią i walczyłem z wieloma nieprawidłowościami. A nie wiem, czy wielu spośród sędziów odważyłoby się na złożenie doniesienia o próbie przekupstwa na prezesa związku. Ja złożyłem takie doniesienie, poniosłem też później tego przykre konsekwencje. Tylko, że wtedy przepisy prawa były inne i dostałem odpowiedź, że nie miało miejsce przekupstwo, bo sędzia nie jest funkcjonariuszem publicznym. Na to też są dokumenty. Czy wtedy, kiedy wiedziałem, że kwitnie nam korupcja, to miałem wtedy ulec i też brać pieniądze za ustawianie wyników meczów? Chadzam swoją drogą, mam z tego pewną satysfakcję, choć bez wątpienia popełniałem błędy - raczej mniejsze niż większe. Prowadziłem najważniejsze mecze w Polsce jak Legia Warszawa - Widzew Łódź i mogę powiedzieć, że były prowadzone uczciwie. Jak policjant zamiast wystawić mandat bierze w kieszeń, to nie oznaczy, że każdy policjant tak postępuję. Jak ksiądz ma na boku kochankę, to nie oznacza, że tak samo postępuje każdy kapłan. Kiedyś, jak byłem jeszcze sędzią, przystawiono mi pistolet do głowy po meczu, bo spotkanie zakończyło się nie takim wynikiem, jaki oczekiwano. Ochroniarz biznesmena, który był właścicielem klubem, przystawił mi w tunelu pistolet i powiedział: skur.... za to, co zrobiłeś już nie żyjesz. A trener tej drużyny w szatni sędziowskiej groził mi, że przyjadą Ukraińcy i przewiercą mi kolana wiertarką, a potem będę pływał z tralinką betonową w plecaku w okolicznych jeziorach…..

Aż trudno to skomentować..

- Wie pan w życiu pomogłem wielu ludziom, ale jest jedna, która mówi, że nigdy jej nie pomogłem. Wie pan kto?

Nie..

- Mój syn, który zawsze z żoną uważał, że wystarczyłby jeden telefon do jakiegoś dyrektora sportowego czy trenera i kontrakt miałby podpisany w pierwszej lidze bez problemów. Powiedziałem mogę ci pomóc, powiedzieć, radzić jak zrealizować swe marzenia, ale wszystko musisz osiągnąć swoją pracą! I dlatego trafia mnie szlag, że Miszczuk może bronić w Arce Gdynia. Jeżeli tak słaby bramkarz może grać w Arce, a nie chce się swojego wychowanka Michała Szromnika, to ja do kronikarza pana Witczaka napiszę, żeby wykreślić, że byłem bramkarzem Arki. Taki bramkarz nie powinien się nigdy znaleźć w takim klubie jak Arka. Nie wiem, jak to się stało, kto za tym stał, ale wiem, że nie miałby miejsca w drużynie juniorów KKS Lech, skąd jest wypożyczony.. A tutaj broni w pierwszej lidze. Mogę pójść o zakład: jeżeli Arka wyda mi kartę Szromnika za rozsądne pieniądze, to po pół roku treningów pod moim okiem, sprzedam go za kilkaset tysięcy euro. Jestem o tym przekonany.

Odważne stwierdzenie.

- Nie. To znajomość swej wartości, poziomu zdobytej wiedzy. Jeżeli Czesława Michniewicza mogłem transferować do Amiki Wronki po trzy miesięcznym treningu, choć talentu bramkarskiego za dużo nie posiadał. Był bardzo ambitny, pracowity, zdeterminowany, ale nie miał talentu. Jeżeli z Czesława udało mi się zrobić bramkarza, który potem grał w europejskich pucharach, to jestem przekonany, że ze Szromnika jestem w stanie zrobić bramkarza wysokiej klasy. Tylko trzeba wiedzieć jak to zrobić. Każdego dnia trzeba zapierda..., trzeba żyć piłką, żyć klubem, rzygać i srać piłką. Być trenerem przez duże "T", a nie zastanawiać się jak tu tylko utrzymać się na stołku trenera przez kolejny sezon, trzymać z odpowiednimi kibicami, bo liczy się tylko kolejny sezon brania kasy. Brania kasy tak naprawdę za nic! Odsunięcie od zespołu takiego chłopaka, który występuje w młodzieżowej reprezentacji Polski U-21, który ma ogromny talent i broni fantastycznie w tej reprezentacji, bo otrzymuję takie telefony, to jest to nieporozumienie, graniczące z dywersją. Proszę porozmawiać ze Stefanem Majewskim o umiejętnościach Michała np. na podstawie jego występu przeciwko reprezentacji Węgier. Tylko w jednym miejscu nie potrafią się na nim poznać i ściągają Miszczuka, który nawet ma zakłamane dane o wzroście. Wszędzie podają, że ma 186 cm wzrostu, a w rzeczywistości mierzy znacznie mniej. Być może niedługo na meczach Arki pojawi się sponsor firma Sokołów, a do kasy klubu wpłynie spory zastrzyk gotówki. Tak, tak, ojciec tego bramkarza jest wysoko postawioną personą w firmie Sokołów, można to sprawdzić. Osobistym promotorem tego zawodnika jest pan Dawidziuk, czyli trener bramkarzy. Natomiast tylko przypadkiem w reprezentacji Polski przez wiele lat współpracował z trenerem, a obecnie wiceprezesem do spraw sportowych Michałem Globiszem. Ale pewnie się tylko czepiam. Takich przypadków w piłce nie ma. Prawie zawsze stoją za nimi inspiratorzy.

Według Pana dlaczego Michał Szromnik był odsunięty od pierwszego składu, przez długi czas nie grał?

- To jest chłopak, który nie boi się mieć swojego zdania. To jest chłopak wykształcony, który biegle mówi po angielsku, ma szerokie horyzonty myślowe i ma odwagę o tym mówić. Troszeczkę jest niepokorny, tyle że próbuje się go ułożyć, zamiast pielęgnować w nim to, co jest najlepsze. Jeżeli ktoś ma łatwy charakter, to niech idzie na ministranta albo niech gra na pianinie, a nie w piłkę. To jest właśnie rola trenera, by z takiego krnąbrnego chłopaka zrobić piłkarza profesjonalnego. Wie pan jaki miał trudny charakter Boniek, jak był gówniarzem. Staremu zawodnikowi potrafił powiedzieć: a co ty k…. myślisz, że ja tu jestem od noszenia toreb, sprzętu? Ja tu jestem od grania! Zbyszek od początku mówił, że będzie grał w wielkim klubie, już jako junior to powtarzał. I Szromnik ma podobne cechy. Mówi otwarcie, że jego marzeniem jest gra w Anglii i zrobi wszystko, żeby tam trafić. Może to się wielu nie podobać, ale jestem przekonany, że zajdzie daleko. Michał miej odwagę walczyć, na przekór wielu przeciwnikom, o swe marzenia! Udowodnij, że to ja miałem rację.

Ostatnio Michał broni regularnie.

- To teraz ktoś nie ma racji - bo wcześniej stwierdzono, że się nie nadaje i jest numerem trzy, cztery, a teraz nagle gra. To oznacza, że trener wcześniej nie miał racji, czy teraz nie ma? Może pan to napisać, bo powiedziałem to już kiedyś: wrócę do Arki po raz trzeci. Na Arkę się nigdy nie obraziłem i się nie obrażę. Swojej pracy w Arce nie dokończyłem i wrócę do niej kosztem tego, że żona nie będzie ze mną rozmawiać. Wrócę, by dokończyć budowanie klubu z silną strukturą młodzieży. Niewykluczone, że dołączę też z jakimś sponsorem, może nowym właścicielem klubu. Chciałbym bardzo serdecznie pozdrowić wszystkich Kibiców, którzy tak często okazują mi dowody swej sympatii, a których pewnie swym odejściem z Arki rozczarowałem, wręcz zawiodłem. Moja nieobecność w Arce jest tymczasowa. To dla nich wszystkich dobra nowina.

Rozmawiał: Patryk Kurkowski 

Komentarze (5)
flotaoldboy
24.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A ja pamiętam jak pracował w Amice. Tam nie wszystko było takie "czyste". 
avatar
Jacki
21.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lubie tę szczerość "Czyżyka". 
gdynia79
20.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Andrzej wracaj! Z hołotą sobie poradzimy, to tylko garstka ludzi, którym wydaje się że ten klub należy do nich.
Przywróć nam normalność. 
TAG
20.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie Andrzeju liczę na to, że w niedalekiej przyszłości będzie Pan znowu w Arce. Chciałbym aby ktoś w końcu tych hipokrytów nazywających się "wiernymi kibicami Arki", których Pan odpowiednio k Czytaj całość
avatar
pablo80
20.05.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Normalnie aż ręce opadają.