Jacek Kiełb: Fajnie, że dociągnęliśmy do końca
Polonia przyjechała do Szczecina zdziesiątkowana, z zaledwie trzema rezerwowymi. Skazywana na pożarcie drużyna pokazała jednak pazur i momentami pachniało niespodzianką. Gdyby tylko Jacek Kiełb...
Zawodnik Polonii Warszawa stanął przez wyborną szansą, by wyprowadzić drużynę na prowadzenie 2:1 w 69. minucie spotkania. Otrzymał płaskie podanie od Piotra Grzelczaka na dziesiąty metr przed bramką Radosława Janukiewicza, ale fatalnie huknął wprost w bramkarza.
- Bramkarz zrobił wszystko, co mógł najlepiej, czym tylko potwierdził dobrą formę. Nie przypominam sobie, aby Janukiewicz popełnił w tej rundzie jakiegokolwiek babola i także tym razem bardzo fajnie się zachował. Mimo wszystko mogłem to wykorzystać i to tylko i wyłącznie moja wina, że bramka nie padła. Końcówka mogła się dla nas wówczas inaczej ułożyć - przyznał Jacek Kiełb.
- Dlaczego miałoby być trudniej o mobilizację? - pytał Kiełb. - W Szczecinie stawiła się spora grupa naszych kibiców. Gdyby ich tu nie było i nie widzieliby nas na żywo, to mobilizacja byłaby mniejsza. W tej sytuacji fajnie było zagrać dla nich ten ostatni raz.