Piotr Reiss od kilku miesięcy jest głównie rezerwowym Lecha Poznań. W meczu z Piastem trener Franciszek Smuda postanowił jednak dać mu szansę gry od pierwszej minuty zamiast Semira Stilicia. - Stilić po meczu w Austrii mówił, że odczuwa lekkie zmęczenie. Chcieliśmy dać mu odpocząć - tłumaczy trener poznańskiego klubu.
- Piotrek jest takim piłkarzem, który nie może grać całkiem z przodu. Potrafi dużo biegać i zagrać dobrą prostopadłą piłkę.
Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Lecha 1:0 po bramce Zlatko Tanevskiego w 14. minucie. Wynik mógł być zdecydowanie wyższy, ale lechici nie wykorzystali kilku stuprocentowych sytuacji, co w konsekwencji doprowadziło do nerwowej gry, z której wynikało wiele prostych strat piłki. - Nie zagraliśmy dobrego spotkania, ale chcąc być mistrzem Polski takie mecze trzeba wygrywać. Wykonaliśmy plan minimum, bo trzy punkty zostają w Poznaniu. Mecze co trzy dni troszeczkę się odbiły. Musimy się jednak do tego przyzwyczaić - mówi Reiss. - Zabrakło skuteczności. Ja mogłem zostać bohaterem, "Lewy" mógł powiększyć swój dorobek w klasyfikacji strzelców, ale niestety się nie udało.
"Reksio" mógł się wpisać na listę strzelców w 50. minucie, gdy po świetnym podaniu Tomasza Bandrowskiego znalazł się w sytuacji sam na sam z Grzegorzem Kasprzikiem, ale trafił prosto w niego. 35-letni piłkarz dostrzega jednak pozytywy. - Bez względu ile minut gram, w każdym meczu mam sytuacje bramkowe, z czego się cieszę. Muszę tylko popracować nad skutecznością - dodaje Reiss.
Lecha czeka teraz maraton ciężkich spotkań. W środę ponownie zmierzy się z Piastem w ramach Pucharu Polski, potem z ŁKS Łódź na wyjeździe, a następnie z Austrią Wiedeń i Legią Warszawa na własnym boisku. - Jesteśmy zawodowcami i na boisko zawsze wychodzimy, aby wygrać. W środę gramy znowu z Piastem w Gliwicach. Mam nadzieję, że wtedy będziemy bardziej skuteczni. Gramy na kilku frontach. We wszystkim rozgrywkach musimy nadal pozostać - zakończył Piotr Reiss.