- Piłkarze Club Brugge mecz zaczęli dość bojaźliwie i chaotycznie. Spodziewałem się, że Lior Refaelov zagra w podstawowym składzie, ale tak się nie stało. Ten zawodnik na boisku pojawił się w drugiej połowie i był jednym z tych, którzy podźwignął Belgów. Śląsk Wrocław w pełni kontrolował jednak grę. Był groźny, szybko strzelony gol ustawił mecz - mówi Aleksander Kłak, który w Barcelony zdobył srebrny medal olimpijski w piłce nożnej.
Kłak na co dzień mieszka w Belgii. W czwartkowym spotkaniu kibicował jednak WKS-owi. - Myślę, że główny problem Belgów był taki, że zawodnicy Club Brugge nie wierzyli w to, że po pierwszym straconym golu zdołają wyeliminować Śląsk. Jeszcze się oczywiście starali, mieli cały mecz przed sobą. Ich kibice nie byli jednak tacy, jak fani Śląska. Wszyscy widzieli, że jak już ktoś śpiewał, to Śląsk i to kibice tej drużyny dopingowali. Wrocławianie nie przestraszyli się rywala, a zresztą nie było czego od początku się bać. Zagrali wysoko i skontrowali raz, potem drugi - wyjaśnił bramkarz.
Wrocławianie na początku meczu wyszli na prowadzenie. Pierwszy gol ustawił spotkanie, które ostatecznie zakończyło się satysfakcjonującym dla WKS-u wynikiem 3:3. - To naprawdę był mecz Śląska od początku do końca i ten zespół przeszedł zasłużenie. Nie było momentu w którym wrocławianie czuliby się zagrożeni. Mieli kontrolę nad tym spotkanie. No może nie było tak przez chwilę przy wyniku 1:1. Gdyby natychmiast padł drugi gol dla Belgów, to faktycznie mogłoby być ciężko. Śląsk zachował się jednak profesjonalnie i spokojnie, strzelając bez problemów drugiego gola. Wrocławianie zostawili po sobie dobre wrażenie. Dobrze wyszkoleni zawodnicy, solidna obrona - skomentował Aleksander Kłak.
Kolejnym rywalem brązowych medalistów mistrzostw Polski w drodze do Ligi Europejski będzie słynna hiszpańska Sevilla FC. - Mecz z Sevillą to będzie już całkiem inne spotkanie. Nawet nie chcę się bawić w typowanie, ale to będzie już całkiem inna piłka - podsumował Aleksander Kłak.