Rywalizacja z Pogonią Szczecin nie układała się po myśli wrocławian. Śląsk Wrocław "dojechał" na mecz po kilkunastu minutach, powoli się rozkręcał, ale aż do przerwy nie przejął kontroli nad widowiskiem. Portowcy byli kapitalnie dysponowani w pierwszej połowie i zakończyli ją z dwubramkowym prowadzeniem.
- Pogoń zagrała przed przerwą bardzo skutecznie, a u nas ta skuteczność szwankowała. Gospodarze podchodzili wysokim pressingiem, a my dokonywaliśmy złych wyborów, popełnialiśmy błędy. Nie chodzi o to, że mieliśmy w głowach Brugię czy Sewillę, ale z pewnością ta część meczu nie układała się - przyznał Przemysław Kaźmierczak.
Śląsk, a szczególnie "Kaz" poprawili się po zmianie stron. Pogoń spuściła z tonu, natomiast wrocławianie ruszyli do ataku. I trzeba przyznać, że golem kontaktowym, a następnie wyrównaniem pachniało przez kilkadziesiąt minut. Kaźmierczak zadał pierwszy cios w 76. minucie, efektownie przyjął sobie piłkę na klatkę piersiową, następnie złożył się do strzału z powietrza tyłem do bramki. Przy kolejnym golu pomocnik obsłużył podaniem Tomasza Hołotę.
- Zawsze może być lepiej, ale cieszymy się z tego remisu, który wyciągnęliśmy ze stanu 0:2. Pokazaliśmy w drugiej połowie, że potrafimy stwarzać sobie sytuacje i je wykorzystać. Nie zgodzę się do końca, że zaprezentowaliśmy się topornie czy mniej widowiskowo w stosunku do meczu pucharowego. Gdybyśmy wykorzystali choć połowę tego, co mieliśmy pod bramką, to wynik byłby jeszcze korzystniejszy - ocenił Kaźmierczak.
Reprezentant Polski dał się we znaki Pogoni, z którą był związany przez trzy sezony. Także w jej barwach strzelał równie, albo jeszcze piękniej:
- Miło wspominam ten okres i zawsze powtarzam, że z przyjemnością tu wracam. Troszkę czasu spędziłem w Pogoni i trzymam za nią kciuki, dlatego cieszę się, że trener Wdowczyk i jego sztab robią tu dobrą robotę. Widać, że ta drużyna gra dobrą piłkę. W Pogoni wypłynąłem na szerokie wody, to był taki start do większego futbolu. Pierwsze mecze w ekstraklasie, powołanie do reprezentacji Polski, no i debiut w niej. Naprawdę... wiele miłych wspomnień - podsumował Kaźmierczak.