Rafał Grzelak spędził w Bukareszcie blisko rok, którego nie wspomina dobrze. Pomocnik zdecydował się przenieść do Steauy Bukareszt ze Skody Xanthi za namową Pawła Golańskiego, jednak w przeciwieństwie do kolegi nie doczekał się regularnego grania. Został zesłany do rezerw, nie otrzymywał wynagrodzenia, długo próbował rozwiązać kontrakt.
W 2010 roku wrócił z Rumuni do Polski i od tego czasu nie dostał szansy w zagranicznym klubie. Grzelak starał się odbudować w Widzewie Łódź, Ruchu Chorzów, ale niewiele z tego wychodziło. Dopiero rok 2013 układa się dla niego pozytywnie. Pomocnik zapisał pół roku w Arce Gdynia jako pozytywne, teraz jest pierwszoplanową postacią Floty Świnoujście.
We wtorek Grzelak będzie trzymać kciuki za Legię Warszawa, która zagra ze Steauą decydujący mecz o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. - Nie mam żadnego dylematu. Z punktu widzenia kibica i Polaka bardzo bym chciał, aby Legia dowiozła korzystny wynik z Bukaresztu i wywalczyła awans do grupy. Od 17 lat nie ma polskiego klubu w Lidze Mistrzów, ciągle tylko eliminacje i eliminacje i na tym stajemy. Czas to zmienić - ma nadzieję Grzelak.
Legia przywiozła do Warszawy bramkowy remis 1:1. Pozycja wyjściowa do rewanżu jest dobra, lecz warto pamiętać, że podopieczni Jana Urbana mieli w poprzednim meczu i dobre i słabe momenty. - Legia nie zachwyciła, ale to nieważne - w jakim stylu zrobiła ten wynik, lecz ważne, że w ogóle zrobiła. Nie stała się dzięki niemu faworytem dwumeczu, jest o krok bliżej do awansu, ale to wciąż tylko półmetek rywalizacji i szanse pozostają wyrównane. Steaua zrobi wszystko, żeby zdobyć bramkę i zatrzymanie ich będzie kluczowe we wtorek. Wierzę, że Legia nie tylko dowiezie czyste konto, ale i rozstrzygnie na swoją korzyść rewanż.[i]
[/i]