Zamieszanie wokół Przemysława Szkatuły zaczęło się w końcówce maja, kiedy zawodnik złożył do PZPN wniosek o rozwiązanie umowy z winy klubu przez wzgląd na przekraczające trzy miesiące zaległości kontraktowe. Piłkarska centrala do wniosku tego się skłoniła i unieważniła umowę 20-latka z bytomskim klubem.
Po trwających blisko dwa miesiące poszukiwaniach nowego pracodawcy Szkatuła ostatecznie zakotwiczył w Rozwoju Katowice. W swoim pierwszym wywiadzie po podpisaniu kontraktu zaatakował Polonię, zarzucając bytomianom, że ci są niewypłacalni. - Jeśli daliby na chleb, to może bym i nawet pozostał. Potoczyło się jednak tak, jak potoczyło. Ostatnie pół roku, to tak, ale w zeszłym roku przez sześć miesięcy prawie w ogóle nie dostawaliśmy pensji. I nikt się nami nie przejmował - mówił były pomocnik niebiesko-czerwonych.
Zgoła odmienny pogląd na sytuację ma dyrektor sportowy bytomskiego klubu Tomasz Kupijaj. - Kiedy zawodnik poinformował nas, że złożył w PZPN wniosek o rozwiązanie umowy zaproponowaliśmy mu ugodę. Byliśmy gotowi wypłacić 75 proc. wszystkich zaległości względem niego, bo na takie rozwiązanie było nas w danej chwili stać. Szkatuła jednak naszej propozycji nie przyjął - przekonuje działacz Polonii.
- Mam świadomość, że powinniśmy być z płatnościami na bieżąco, ale w danym okresie mieliśmy problem z płynnością. Nasza propozycja względem zawodnika była czysta, ale on w ogóle nie chciał z nami rozmawiać. Powiedział, że mamy się z nim kontaktować przez jego menadżera. Nas takie rozwiązanie nie interesowało, bo nie jesteśmy zobowiązani kontraktem względem menadżera, a wobec zawodnika - dodaje Kupijaj.
Co ciekawe, po nieudanych testach m.in. w Zawiszy Bydgoszcz i GKS-ie Tychy Szkatuła chciał wrócić do Polonii. W bytomskim klubie nie było już jednak dla niego miejsca, co wyraźnie podrażniło ambicje młodego piłkarza.
- Kilka tygodni po rozwiązaniu umowy Szkatuła kontaktował się z nami przez swojego agenta, oferując swój powrót do Polonii. My jednak nie byliśmy zainteresowani takim rozwiązaniem. Nie był to zawodnik wybitny, a trener Trzeciak miał już podzieloną kadrę na poszczególne formacje i również na jego powrót do klubu nie naciskał. Mieliśmy już wtedy pozyskanych dwóch zawodników na jego miejsce i był w klubie niechciany - kończy szef pionu sportowego bytomian.