Spotkanie Lecha z Austriakami już od pierwszych minut, właśnie za sprawą Costasa Kapitanisa było pełne kontrowersji. Wydaje się, że Cypryjczyk pierwszy poważny błąd popełnił w 15. minucie meczu, kiedy nie uznał bramki zdobytej przez Rengifo. Arbiter odgwizdał faul... choć w pobliżu napastnika Kolejorza nie było wtedy żadnego piłkarza.
Kolejną niezrozumiałą dla poznaniaków decyzję podjął w 27. minucie meczu, kiedy ukarał żółtą kartką szarżującego na połowie rywali - Manuela Arboledę. Zdaniem Kapitanisa Kolumbijczyk symulował faul, choć powtórki wyraźnie wykazały, że obrońca Kolejorza był nieczysto powstrzymywany przez jednego z graczy Austrii. Co więcej, z powodu kontaktu z rywalem, na kilka chwil, musiał nawet opuścić boisko!
Kiepska dyspozycja sędziego przeniosła się również na dogrywkę. W 109. minucie spotkania Piotr Reiss wpadł w pole karne rywali i upadł. Z perspektywy trybun wydawało się, że między nim, a obrońcą rywali doszło do kontaktu. Kapitanis nie miał jednak żadnych wątpliwości... i zawodnika Lecha ukarał żółtą kartką za symulowanie faulu. Co ciekawe, w tej sytuacji wątpliwości miał nawet jeden z arbitrów liniowych, który długo dyskutował z sędzią głównym.
Siedem minut później, w polu karnym gości przewrócił się tym razem Sławomir Peszko. I jeśli przy sytuacji Reissa można było mieć wątpliwości, to wydawało się, że tym razem Kapitanis nie będzie się wahał i podyktuje "jedenastkę". Nic z tych rzeczy! Sędzia kolejny raz nakazał wznowienie gry przez Austriaków.
Do tych wszystkich kontrowersyjnych sytuacji należy doliczyć również inne mniejsze błędy całej trójki sędziów, jak nagminne używanie gwizdka oraz pomyłki przy wznowieniach gry z autu...